Veľká Fatra gości nas tym razem w szałasie. Po całodziennej wędrówce po Górach Krzemnickich dotarliśmy wieczorem na jej grań.
Búda nad Kráľovou studňou
Noc nad Kráľovą studňą okazuje się spokojna; nie przeszkadza nawet deszcz, który w pewnym momencie stuka o poszycie naszego szałasu. Búda nad Kráľovou studňou okazuje się wystarczającym schronieniem. Dobrze jednak, że nie pada bardziej, bo jej dach nie jest idealnie załatany.
Poranek wstaje pochmurny; ktoś w szałasie miał ambitny plan, by obudzić się na wschód słońca, ale nic z tego nie wyszło. Wychodzę na zewnątrz, gdyż na cud pogodowy zawsze można liczyć.
Słońca nie ma, ale narzekać też nie ma na co. W dolinach snują się mgły, widać cały grzbiet Gór Kremnickich, którym wędrowaliśmy przez ostatnie dwa dni, przejrzystość jest dobra.
Wszyscy jeszcze śpią, więc zaczynam sama kręcić się po okolicy: podchodzę do skałki z krzyżem, na której pamiątkowa tablica przypomina o tych, których Veľká Fatra zabrała ze sobą Schodzę zobaczyć szałas Smrekovica, w którym nie dane nam było spać, oglądam pomnik powstańców SNP i bunkier. Znajduję skałki z miłym widokiem, brodzę w trawach i porannej rosie oraz skupiam się na kwiatkach pod nogami. Prawda, że miły poranek?
Horský hotel Kráľova studňa
I próbuję dobudzić resztę, by zobaczyli, jak pięknie chmury wirują wokół szczytów.
Ludzie z namiotów też już wychynęli z tropikowych pieleszy.
Wreszcie pojawia się upragnione słońce i od razu wszystko wygląda piękniej. Szczególnie jedna skałka wybornie pozuje mi do zdjęć.
Mgły w dolinach ciągle się przewalają, a Veľká Fatra i jej grzbiet z widoczną w oddali Krížną łapią trochę słońca. Żółcie – kolory późnego lata – królują na jej grani.
Z tej perspektywy pięknie prezentują się Góry Kremnickie i szczyty, które pokonywaliśmy pierwszego deszczowego dnia ze Zlatą studňą i Skalką, której położenie wskazuje długaśny przekaźnik. Do panoramy załapała się także Flochová, najwyższy szczyt tego pasma, zdobyty przez nas wczoraj.
Widać jednak, że pogoda zaczyna się psuć. Chmury przesuwają się szybko, mgły nie opadają, tylko w coraz większej ilości przewalają się nad górami.
Widoczny z oddali przekaźnik na Skalce
Przed szałasem gotujemy sobie śniadanie, patrząc, jak mgły powoli zasnuwają wszystko. Zapowiada się pochmurny dzień, ale poranek wynagrodził dziś wszelkie niedogodności pogodowe.
Powoli zbieramy się w dalszą drogę, mijając szałas Smrekovica. Zaglądam do niego; w środku jest rzeczywiście niewiele miejsca, a pan pasterz przygotowuje sobie właśnie posiłek.
Drabinką można wyjść na pięterko z dodatkowymi miejscami do spania.
Żegnamy się z miłym Słowakiem i ruszamy w stronę Smrekova. Z przełęczy na ten widokowy szczyt prowadzi krótkie odbicie.
Smrekov
Chmury zasnuły już większość horyzontu, ale Smrekov oferuje jeszcze jakieś widoki. Za to na przełęczy zaczyna kapać – dzień bez deszczu jest dniem straconym!
Czeka nas teraz dość długie zejście zielonym szlakiem przez las. Pražená dolina oferuje pewną ciekawostkę, czyli pozostałości pieca, w którym słowaccy partyzanci wypiekali chleb.
Blatnický potok przekraczamy w miejscu, gdzie do zielonego szlaku dołącza żółty. Doliną zwaną Prostredný Rakytov będziemy się teraz wspinać w górę.
I jaki to jest szlak! Prowadzący wądołem, szalenie stromy, wykańczający.
Zdecydowanie nie pokochaliśmy żółtego szlaku!
Kroczek po kroczku, zapierając się kijkami, zasapani, wdrapujemy się wreszcie na górę. Miałam plan, by podejść na Drienok, który był jednym z głównych celów wycieczki, ale przy tej pogodzie i z dystansem, jaki mamy jeszcze do przedeptania, nie ma to sensu. Będzie pretekst, by tu wrócić.
Skręcamy zatem na niebieski szlak prowadzący w stronę Rožkovej doliny. Ścieżka jest wąska, wydeptana w trawach zbocza; przy nieuważnym kroku można byłoby ześlizgnąć się w dół. Po deszczu mgły znów trochę się podnoszą, ale szału nie ma.
I wreszcie jest Rožková dolina, czyli kolejne strome zejście, lecz tym razem w otoczeniu monumentalnych skał ciągnących się po obu stronach wąwozu.
Miejsce naprawdę robi wrażenie: jest stromo, trzeba wypatrywać ścieżki, uważać na spore nachylenie terenu. Robert, który popędził gdzieś do przodu, jest tylko małą czerwoną kropką w tej wielkiej dolinie. Może zabrzmi to patetycznie, ale tu naprawdę człowiek może poczuć swą małość w stosunku do natury.
Niedaleko klimatycznego, całego w mchach, źródła (i leśniczówki) robimy ostatni popas na kawę.
Potem jest raczej nieciekawa na tym odcinku Žarnovická dolina. Dopiero gdy asfalt się kończy i wkraczamy w las (kolejne podejście), robi się bardziej interesująco.
Žarnovická dolina
Łąki nad Čremošném i Husny vrch mają potencjał widokowy, jednak dziś pogoda nie jest fotogeniczna. Pozostaje nam tylko zejście do miejscowości Háj (gdzie znowu łapie nas deszcz) i dotuptanie asfaltem, już po zmroku, do Turčianskich Teplic.
Mimo deszczu i mgieł ten trzydniowy wypad w Góry Kremnickie i Wielką Fatrę uważam za udany. Dobrze, że nie sugerowaliśmy się prognozami. Dzięki temu poznaliśmy nowe pasmo (i jego najwyższy szczyt), doświadczyliśmy pięknego poranka na grani Wielkiej Fatry i zachwyciliśmy się monumentalną dziką doliną. Warto było dla tych doświadczeń trochę zmoknąć i zmarznąć!
Zatęskniłem za Wielką Fatrą, przepiękne pasmo. Noclegu zazdraszczam w takich warunkach :)) Słowacja ma to do siebie, że jest gdzie łazić.
Jest gdzie łazić i to cieszy, bo wiele miejsc jeszcze jest do odkrycia. A Słowacja pod tym kątem jest dla mnie fenomenalna.
Oj klimacik jest z tymi chmurami. Ostatnie zdjęcie i tak ma dla mnie sporo uroku!
Chmury zrobiły robotę 🙂 Ostatnie zdjęcie, na tych łąkach? Jest tam ładniej niż to zdjęcie pokazuje, widoki w niemal wszystkie strony świata. Ale przy tej pogodzie straciły jednak trochę uroku.
Ta ostatnia dolinka wygląda ciekawie. Nie miałem okazji nią iść chyba. Dawno już w Fatrach nie byłem, aż by się chciało po nich jeszcze powędrować i przespać w jakimś szałasie…
To w ogóle chyba mało uczęszczane tereny, daleko z nich na główną grań. Poza jedną parą nie spotkaliśmy nikogo.