Vápeč na początek
Poranne prognozy pogody nie pozostawiają wielu złudzeń co do kolejnego dnia, postanawiamy więc wykorzystać maksymalnie pogodny jeszcze czwartek i zobaczyć to, co wcześniej zaplanowaliśmy na dwa dni: Vápeč i Strážov. Liczymy, że pogoda się utrzyma przynajmniej dzisiaj i będzie słonecznie jak podczas wędrówki na Rohatą skalę i Ostrą Malenicę.
Vápeč – cel na dzisiaj
Łąki na drodze z Podmalenicy do głównej szosy na Mojtin
Wymaga to oczywiście modyfikacji planów i skrócenia pętli strażowskiej. Szkoda nam trochę, ale co zrobić? Lepiej zobaczyć najładniejsze miejsca Gór Strażowskich przy ładnej pogodzie, a resztę zostawić na potem. A że to „potem” rzadko kiedy następuje, to już inna sprawa…
Kangur zyskał nowe wyposażenie, a my półki, stół, siedziska i łóżko – za jednym zamachem
Maik – obowiązkowo, każdej wiosny na Słowacji
Horná Poruba – początek szlaku
Zanim jednak ruszymy na naszą pierwszą pętelkę, zmieniamy miejsce pobytu. Na nasz placyk wjeżdża bowiem rankiem ciężki sprzęt leśników i choć nas mija, zatrzymuje się gdzieś niedaleko, a nas nie urządza jedzenie śniadania do wtóru drwalskich pił… Co to za przyjemność? Jedziemy więc kawałek dalej – na polanki, które mijaliśmy wczoraj, schodząc z Podmalenicy. Przynajmniej zobaczymy je raz jeszcze w pełnym słońcu.
Okolica jest spokojna. Poza jakimś domkiem letniskowym nie ma tu nic. Jest za to mleczowa łąka, jakiś drapieżnik kołujący po niebie i miłe widoki wiosenne. Tego nam było potrzeba na dobre trawienie.
Wapienna góra – z Hornej Poruby
Po śniadaniu ruszamy przed siebie. Trzeba zmienić dolinę, z której wyruszymy na Vápeč (Wapecz, 955 m n.p.m.). Sama góra nie jest może jakoś specjalnie wysoka, wznosi się jednak nad okolicą i przypomina nieco wulkaniczny stożek z bielejącymi na szczycie skałami. Skoro piętrzy się wyniośle ponad doliną, wiemy, że czeka nas kolejne krótkie, ale strome podejście.
Wapecz z łąk nad Horną Porubą
Noclegowa chatka na szlaku
Widok na Horną Porubę
Na wyjście wybieramy szlak czerwony z Hornej Poruby. Biegnie początkowo przez wieś i ponad nią, wzdłuż strumienia. Po drodze mijamy całkiem przyzwoitą noclegową chatkę. Jej jedynym mankamentem jest brak jednego słupa podpierającego konstrukcję. Gdyby ktoś nadmiernie szalał na przeznaczonym do spania pięterku, mógłby szybko zmienić poziom i wylądować na parterze.
Od miejsca, gdzie szlak skręca pod kątem prostym w las, zaczyna się strome podejście i rezerwat. Gdzieniegdzie zielony las urozmaicają białe skałki, a my pniemy się nadal pod górę, aż do złączenia się naszych znaków z niebieskimi. Tu szlak nieco się wypłaszcza i wkrótce dochodzi do krzyżówki z żółtym, biegnącym z miejscowości Haj.
Mała jaskinia u stóp Wapecza
Aż do sedla Palúch biegnie przyjemnym widokowym terenem, okrąża Vápeč i wyprowadza na przełączkę, skąd już niedaleko jest na sam wierzchołek. Póki co wzdychamy do licznych i rozległych polan rozciągających się u naszych stóp. Szkoda, że w naszych górach niewiele jest tak pięknie pustych przestrzeni. No chyba, że pojedziemy na wschód…
Vápeč – szczytowanie
Z sedla Palúch podchodzimy na szczyt wąską miejscami ścieżką. A ze zwieńczonego krzyżem wierzchołka – pełna panorama! Przejrzystość nie jest niestety najlepsza, gdzieś tam na horyzoncie już leje, niemniej widok wart był wspinaczki.
Vápeč – widoki ze szczytu
Zejście ze szczytowej kopuły na wypłaszczenie z tabliczkami i skrzynką z zeszytem wpisów dostarcza kolejnej niespodzianki – na zboczu ulokowało się kilka sasanek. Ostatnim razem widziałam je też na Słowacji i też wiosną – w czasie zeszłorocznej kwietniowej wędrówki po Wielkiej Fatrze.
Sasanki
Zejście z Wapecza to dublowanie naszego szlaku – przynajmniej do rozejścia się niebieskiego, który to wybieramy na zejście do Hornej Poruby.
Szczytowa skałka z krzyżem
Liany w lesie
Ostatnie spojrzenie
Jest nieco łagodniejszy niż czerwony, więc przynajmniej nie męczymy kolan stromizną. Z łąk nad wsią rzucamy jeszcze ostatnie spojrzenia na skalny Vápeč i ruszamy. Do Zliechova, by zaatakować Strážov.
Znajoma okolica, zwłaszcza, że od Vapca zaczęliśmy 🙂 W ogóle Strażowskie uważam za jedne z ładniejszych słowackich gór w których byłem, nad Wisłą prawie w ogóle nie znane.
Nam też bardzo przypadły do gustu – chcemy tam wrócić kiedyś jesienią!