Początek dnia wstaje piękny. W pełnym słońcu, po śniadaniu na tarasie schroniska, podziwiamy ukwiecone łąki rozciągające się wokół. Dziś żegnamy dziumbierską część Tatr Niżnych i witamy kralovoholską, bardziej dziką i mniej uczęszczaną.
Kwieciste łąki koło Stefaniczki na dłużej przykuwają naszą uwagę. Tyle tu kwiatów, tyle różnych kolorów!
Pełno kwiatów (fot. Joli)
Nie spieszymy się, bo dziś odcinek niżnotatrzańskiej graniówki nie jest długi. Z drugiej strony pośpiech byłby wskazany, bo na nocleg mamy zamiar dotrzeć do utulni Ramža, a to zdecydowanie najmniejsza utulnia na naszej trasie. A namiotu nie mamy…
Miły poranek przed Stefaniczką
Jola kontempluje kwiecistą łąkę.
Mogę i ja! (fot. Joli)
Czas jednak ruszyć w dalszą drogę. Schronisko już za nami. Ładny jest ten fragment szlaku. Trochę skaliście, trochę zielono, a słońce znowu rozpieszcza.
I pełno kwiatów. Kwitły nawet mlecze, mimo że to początek lipca!
Na dzień dobry towarzyszą nam rozległe widoki na tę część, którą już przeszłyśmy.
Jeszcze rzut oka za siebie:
Czasami jest ciężko:
W takich miłych okolicznościach przyrody docieramy wreszcie na przełęcz Čertovica, która rozdziela łańcuch Tatr Niżnych na część zachodnią z Chopokiem, Dumbierem i innymi wysokimi szczytami i na część wschodnią, niższą, mniej popularną i zdecydowanie bardziej dziką.
Przełęcz Czertowica
Zanim wkroczymy na nieznane ścieżki Kralovoholskich Tatr, fundujemy sobie solidne porcje obiadowe w tutejszej restauracji. Jola dokonuje nawet bardziej wymyślnych ablucji i myje głowę. Kobieta w każdej sytuacji musi przecież zachować klasę!
Obiadek (fot. Joli)
Nie możemy jednak oddać się długiemu leniuchowaniu. Útulňa Ramža może się już powoli zapełnia… Czas w drogę!
Za Certovicą krajobrazy zdecydowanie się zmieniają.
Więcej tu młodników i terenów po wykarczowanym lesie, ścieżka też jest bardziej dzika i często prowadzi wśród traw. Na szczęście nie ma wiatrołomów, których najbardziej się obawiałyśmy.
I wreszcie nasz dzisiejszy cel – Ramża, a przed nią jeden z kolegów Zdenka . Bo kogo spotykamy w środku? Grupę sympatycznych Czechów z najsympatyczniejszym z nich – Zdenkiem. Na tyle sympatycznym, że Jola decyduje się z nim spać! A na serio, to w środku nie ma już miejsca, a jedyne wolne to prycza współdzielona z wyżej wymienionym Czechem. Dzielna Jola decyduje się na takie nocne towarzystwo, a ja śpię tym razem, dla odmiany, pod stołem. W kąciku, który najpierw muszę wysprzątać, by móc tam położyć karimatę. I takim oto sposobem cała Ramža zostaje zajęta. Uff, zdążyłyśmy! Kolejni, przychodzący po nas, muszą organizować sobie nocleg już na zewnątrz.
W Ramży pełno (fot. Joli)
Więc śpię pod stołem (fot. Joli)
Jeden z kolegów Zdenka
Jednym słowem – bardzo widokowy był to dzień z miłym lenistwem na przełęczy! I dobry odpoczynek przed kolejnym długim dniem wędrówki.
Nasza trasa:
/06.07.2014/