Strážov próbujemy zdobyć klasycznie – z wioski Zliechov. Kolejny raz musimy zatem zmienić dolinę i z Hornej Poruby, po zdobyciu Vapca, wracamy na Ilavę i Košecę, by tu skręcić na Košecké Podhradie z małą przerwą na lody w lokalnej sieciówce COOP. Do Zliechova dostalibyśmy się oczywiście górami, kontynuując naszą wędrówkę spod szczytu szlakiem czerwonym na wschód. W tym roku stawiamy jednak na pętle, a to oznacza przemieszczanie się z miejsca na miejsce.
Zliechov
Łąki za Zliechovem
Strážov
Strážov i widoczny na jego wierzchołku krzyż
W stronę Javoriny
Przejeżdżamy zatem przez centrum Zliechova, czyli plac z kościołem, pomnikiem i przystankiem i zostawiamy samochód powyżej, blisko rozejścia się szlaków. Słońce bawi się z nami w berka i co chwila łudzi ładną pogodą, oświetlając skupiska wiosennych kwiatów przy domach. Nie jest źle, choć na wczorajsze pełne słońce nie ma co liczyć.
Jest już grubo po południu, więc ruszamy, by przed zmrokiem zejść z gór. Szybko opuszczamy wioskę pełną ciekawych starych domów i wychodzimy na rozległe łąki za nią z widokami na Strážov z krzyżem wieńczącym jedną ze skał. Z boku wyrastają zbocza Javoriny, którą też mieliśmy zdobyć wraz z najwyższym szczytem w pierwszej wersji planu. Tym razem, po ich modyfikacji, zabraknie na nią czasu.
Mimo późnej pory, przed wejściem w las dogania nas jeden samotny piechur, a potem wypachniona trójka mężczyzn, z którymi spotkamy się jeszcze na szczycie. Mijają nas, bo my marudzimy jeszcze na łąkach, tym bardziej że na dłużej wyszło słońce i oświetliło wszystko wokół. Warto posiedzieć tu trochę, bo zaraz już na dobre wejdziemy w las.
A las jeszcze się nie zazielenił. Na początku drzewa mogą się pochwalić liśćmi, im jednak wyżej, tym mniej ich w zasięgu wzroku. Strážov sięga ponad 1000 metrów n.p.m, więc wraz z nabieraniem wysokości coraz mniej wiosny na jego zboczach.
Po wejściu do lasu
Anioł strzegący szlaku
Tej wiosny liściastej. Bo ta kwiatowa ma się dobrze, wręcz imponująco, czego doświadczamy po przejściu sedla pod Strážovom. Nagle las ożywa od bzyczenia owadów i wypełnia się oszałamiającym zapachem białych i fioletowych kwiatów, których całe kobierce rozpościerają się na zboczach przy ścieżce. Pięknie to wygląda, a my stajemy oszołomieni mocą wiosny. Cudnie tu!
Kwiatowo
Owadowo
Pachnąco!
A sprawczynią jest kokorycz pusta
Wyżej czekają na nas kolejne niespodzianki, czyli całe połacie czosnku niedźwiedziego, które wkrótce zasilą nasze kanapki, oraz pełno przebiśniegów, na których spotkanie już w tym roku nie liczyłam. Tu kwitną sobie w najlepsze na dużej przestrzeni.
Pachnący czosnek niedźwiedzi. Smakuje jeszcze lepiej!
Są nawet przebiśniegi
Zygzakami podchodzimy dość opornie (tak, tak, kwiaty są winne!) do łąki pod Strażowem, a stamtąd łącznikowym krótkim szlakiem na sam szczyt. Strážov, najwyższy szczyt Gór Strażowskich liczący sobie 1213 m n.p.m., zdobywamy późnym popołudniem.
Widoki ze szczytu są nieco mgliste, ale i tak mamy całkiem szeroką panoramę na okoliczne pasma. Przechodzę nawet na sam koniec masywu, by zyskać szerszą perspektywę i zobaczyć, co rozpościera się po wschodniej stronie. Gdy wracam, przez chmury przebijają się prostopadle promienie słońca i, mimo mglistości, nadają okolicy innego wymiaru. Zawsze mam przy tej okazji religijne skojarzenia.
Na szczycie
Góry Strażowskie
W dole Zliechov
A z drugiej strony takie widoki!
Podchodzę jeszcze w okolice krzyża stojącego nieco poniżej głównego wierzchołka, ale czas wracać, bo zrobiło się dość zimno, czemu dopomógł chłodny wiatr.
Intryguje mnie ta droga…
Zmieniło się światło…
Krzyż poniżej wierzchołka
Schodzimy na Lúkę pod Strážovom z widokami na Małą Fatrę i przyciągający wzrok Kľak i przy rozejściu szlaków pałaszujemy ostatnie kanapki z czosnkiem niedźwiedzim. Siedzieć się jednak długo nie da i już wkrótce w dalszą drogę wygania nas zimno. Czas się rozgrzać bardziej energicznym marszem.
Lúka pod Strážovom
Kľak w luczańskiej części Małej Fatry
Wracamy tym samym szlakiem do przełęczy pod Strażowem, po czym przerzucamy się na żółte znaki sprowadzające nas do chatki przy Medvediej Skale. W jej okolicach pełno jest przeróżnych kości rozrzuconych na ziemi, wbitych w pień drzewa czy ozdabiających ściany budynku. Ktoś miał ciekawy sposób na „klimatyczne” miejsce.
Chatka przy Medvediej Skale
Ktoś tu lubi kości…
Bardzo lubi…
Medvedia Skala – widoki
Wiosenna zieloność – to lubię!
Spod chatki można zejść do dwóch Strażowskich Wodospadów wydeptaną wąską ścieżką. Znajduję jeden, ten górny, ale dostanie się w jego pobliże wymagałoby zejścia po stromym zboczu do skalistego koryta, więc odpuszczam z powodu późnej pory. Zresztą sam wodospad nie jest jakoś bardzo imponujący. Schodzimy zatem w dół, w końcowej części przyjemnym wąwozem bez śladu ścieżki, wprost po zeschniętych liściach, a potem wzdłuż strumienia, do kolejnego rozwidlenia szlaków przy Červíkovej chacie. Tu ostatni raz zmieniamy kolor znaków – na zielony.
Liściastym wąwozem, w dół
I ostatnie przed nami podejście. Ale jakie! Nawet na koniec te góry nie chcą odpuścić. Już podchodząc pod Strážov trzeba było zdobyć kilkaset metrów przewyższenia na krótkim odcinku, nie inaczej jest i tutaj. Pniemy się stromo pod górę, a przecież nie zdobywamy żadnego szczytu, musimy się tylko przebić przez grzbiet na drugą stronę. Wreszcie się udaje i stajemy na przełączce, skąd ścieżką można dojść na szczyt Sokolie. Nie dzisiaj jednak, bo robi się coraz ciemniej i przed zupełną ciemnością chcemy zejść do samochodu.
Zielonym szlakiem – znów ostro w górę
Po wyjściu z lasu
Znów łąki, choć już bez słońca
Tym razem znów jest łagodniej niż na podejściu i znów przed Zliechovem wychodzimy na rozległe łąki. Widok, który wita nas po wyjściu z lasu, jest piękny szkoda tylko, że jest już tak ciemno i cała okolica zgasła.
Jeszcze przez jakiś czas cieszymy się otwartą przestrzenią i przyjemnym spokojnym wieczorem w górach. Idziemy teraz równoległe do czerwonego szlaku, którym wychodziliśmy z wioski na Strážov, by po chwili dotrzeć do znaków niebieskich, które wraz z zielonymi sprowadzają nas do wioski. Najwyższa już pora, bo zrobiło się zupełnie ciemno.
Nocny Zliechov
Na nocleg zatrzymujemy się na niewielkim placyku przy drodze za wsią Košecké Rovné. Jutro ma padać, ale mamy jeszcze nadzieję, że źle nie będzie.
Znów znajome okolice 🙂 Widzę, że przy chatce przybyło kości.
A który to był dokładnie dzień majówki?
Drugi maja, czwartek.