Śnieżka bywa kapryśna. A zimą nieprzewidywalna. Trzy razy staraliśmy się do niej dobić w śnieżnych miesiącach.
Za pierwszym, po noclegu w Strzesze Akademickiej i wyjściu na grań, zrezygnowaliśmy. Wiatr i mgła, która skutecznie przysłoniła wszystko, skłoniły nas do odwrotu.
Śnieżka po raz drugi przywitała nas podobną pogodą. Tym razem wleźliśmy na szczyt, ale było to wyjście na zasadzie zaliczenia. Zero widoków, wiatr urywający głowę i śnieg zamarzający na włosach i rzęsach.
Za trzecim razem miało być pogodnie. Słoneczna aura, zapoczątkowana wypadem na Halę Szrenicką, miała się utrzymać do kolejnego dnia. Decyzja mogła być tylko jedna –atakujemy szczyt!
Śnieżka Białym Jarem. I bez raków
Poranek jest mroźny i słoneczny. To ostatni dzień naszego pobytu w Sudetach, więc musimy zapakować do samochodu cały majdan. Wreszcie opuszczamy na zawsze kwaterę (w kolejnym roku chcieliśmy wrócić do willi „Kapturek”, ale noclegów już w niej nie oferowano) i Szklarską Porębę. Jakoś tak znowu nieszczęśliwie parkujemy w Białym Jarze, zamiast podjechać wyżej, pod górną stację kolejki. W nagrodę za gapiostwo drałujemy asfaltem, mijając przynajmniej skocznię Orlinek.
Śniegu jeszcze sporo, więc i tabliczki zasypane w Kotle Białego Jaru i przy Luční boudzie
Panowie parkingowi jeszcze na dole polecali raki. Że niby ślisko i lepiej mieć (i tu wypożyczyć). Ruszyliśmy bez. Co ma być, to będzie.
Droga przez Biały Jar mija spokojnie. Pojawiają się oszronione drzewa, a im wyżej, tym bardziej robi się zimowo. Jest końcówka lutego, zima na dole już w odwrocie, śniegu nie uświadczysz, więc cieszy nas to, że Karkonosze się jeszcze trzymają.
Do Kotła Białego Jaru dajemy radę bez raków. Jest słonecznie, ale im wyżej, tym więcej dziwnych chmur pojawia się u góry. Słońce gaśnie, jednak zostawia za sobą specyficzne światło. Śnieżka znowu wydaje się strzelać focha, ale to nic, na niebie jest ciekawie.
Mrówczy (owczy) pęd?
Od stacji kolejki na Kopę robi się coraz tłoczniej.
Stacja kolejki na Kopę. W dole już wiosna, tu jeszcze zimowo
Równia pod Śnieżką i Dom Śląski
Małe ludziki wdrapują się na szczyt, tworząc czarny mrówczy łańcuch. Po krótkim postoju przy schronisku Dom Śląski i my dołączamy do tego sznurka.
Dom Śląski
Wędrówka retro
Tu już jest gorzej. W kopnym śniegu człowiek się tylko zapada, ale na zamarzniętej lodowej pokrywie o poślizg nie jest trudno.
Przy wejściu
I przy zejściu. Znajdź różnice!
Widocznie dla kogoś wędrówka na szczyt nie zakończyła się pomyślnie, bo jeszcze na dole mijają nas skutery ratowników, który po zostawieniu swych maszyn szybko wybiegają na górę. Po pewnym czasie dołączy do nich helikopter ratowniczy, a budynek czeskiej poczty stanie się okresowym szpitalem. Właśnie gdy tam wchodziłam, szykowano zastrzyk dla jednego ze starszych turystów.
Królewna Śnieżka tym razem pozwala na audiencję tłumom krasnoludków. Nic dziwnego – pogoda jest idealna. Nieczęsto zdarza się tutaj taki słoneczny (choć z przerwami) i bezwietrzny dzień. Jest spokojnie, ciepło, a błękit na niebie pojawia się znów, gdy stoimy na szczycie. Sielanka.
Budynki na Śnieżce jeszcze oblepione są śnieżnym gipsem, choć krople kapiące z dachu obserwatorium prognozują odwilż. Obchodzę okolicę, zaglądam w każdą dziurę i znacznie częściej wzrok zatrzymuję na białej jeszcze grani Karkonoszy i na Úpskiej jamie poniżej niż na pozbawionych śniegu burych dolinach.
Úpská jáma i Luční bouda
Na czeską stronę
Po obfotografowaniu okolicy zaczynamy zejście. Łańcuchy są częściowo w lodzie, śniegu tyle, że niewysoko wystają ponad biały puch, więc trzeba nieco uważać. Na dole natomiast obieramy nowy dla nas kierunek – w stronę czeskiego schroniska Luční bouda. Co prawda niebieski szlak jest zamknięty z powodu remontu, ale zimą i tak nic tu nie zdziałają, więc ludzie chodzą tędy bez przeszkód.
I my ruszamy przed siebie, co chwilę zerkając w tył na najwyższą górę Karkonoszy. Śnieżka wyłania się z płaskiej śnieżnej pustyni, na której momentami nie uświadczysz nawet krzaków. Wrażenie pustki potęguje aura, znów zasnuwając niebo chmurami jak zsiadłe mleko.
Luční bouda
Przed schroniskiem – molochem sporo nart, w środku sporo Czechów. Zaglądamy na moment, jemy kanapki w obszernym przedsionku na dole i wracamy w stronę granicy żółtym szlakiem. Potem jest już standardowo – Strzecha Akademicka i zejście (znów pod koniec dnia się rozjaśnia) do Rozdroża Łomnickiego i Białego Jaru.
Granica. I znów zasypane tablice
Strzecha Akademicka
Pogoda zmienia się dynamicznie
Cóż dodać na koniec? Wreszcie się doczekaliśmy. Śnieżka (zimą) po raz trzeci i po raz pierwszy pełen sukces.
Nasza trasa:
No proszę, to ja miałem do niej szczęście. Dwa razy byłem, raz pierwszy latem, drugi zimą (też na dole w lutym śniegu co kot napłakał), ale widoki miałem za każdym razem.
No widzisz, tak to bywa. Raz się udaje, raz nie. Latem zawsze na Śnieżkę wchodziliśmy bez problemów, a na tę prawdziwą zimę z widokami na tym szczycie trzeba sobie było zasłużyć 😉
Kuszą mnie Karkonosze zimą. Jak tam jest z noclegami w schroniskach o tej porze, trzeba rezerwować wcześniej?
Niestety, ostatni raz zimą w karkonoskim schronisku spałam dawno temu, a od tamtego czasu turystów przybyło, więc trudno mi powiedzieć. Jakąś opcją są jednodniówki, choć za każdym razem trzeba wychodzić na grań na nowo. Za to można wybierać interesujące nas kombinacje szlaków.
Myślę, że Pudelek może się orientować co do noclegów, więc warto go zapytać.
Przeurocze te ludzkie koraliki ciągnące na szczyt i z niego!
Czyli Karkonosze po „ciepłych krajach”… 🙂
Ciepłe jak ciepłe 😉 To Karkonosze z tamtego roku, ale w tym też po „ciepłym kraju” były.
Kurczę! A wydawało mi się, że czytałam ze zrozumieniem i tylko odnosiłaś się do zeszłego roku, ale opisujesz ten – normalnie oblałam! Dobrze, żem już po maturze 😀 😀 😀
Tak wprost o tym nie piszę, więc rozgrzeszam ;). W tym roku pojawiliśmy się w innym rejonie Karkonoszy i śniegu było o wiele mniej.