Pierwszy dzień astronomicznej wiosny. Ruszamy z koleżanką w góry, by w zgodzie z jej coroczną tradycją zdobyć zimową Romankę. Przez ostatni tydzień ochłodziło się, spadł śnieg, a rankiem obudziły nas solidnie pobielone drogi. Przedzieramy się przez Bielsko w śniegowej mazi. Breja zalega na ulicach. – Tak źle w tym sezonie jeszcze nie było – stwierdza znajoma. Zima znów zaskoczyła drogowców tej wiosny…
Parkujemy w Sopotni Wielkiej i ruszamy czarnym szlakiem na Kotarnicę. Zapobiegawczo zabrałam rakiety śnieżne, ale zostawiamy je w samochodzie. Tak źle chyba nie będzie? Rakiety swoje ważą, więc dźwiganie ich cały czas na plecach nie będzie miało sensu, gdy warunki okażą się znośne.
Pilsko w chmurach
Po paru minutach wychodzimy ponad domy. Jest przedeptane, ale jest i śnieżny puch. W rakietach pójdzie się lepiej. Wracamy zatem do samochodu po sprzęt.
Romanka rakietowo
Na początku może te rakiety są trochę na wyrost, a nawet przeszkadzają w lesie, gdzie nawianego śniegu jest mniej i stukamy nimi o kamienie. Za to potem okazują się błogosławieństwem. Im wyżej, tym warstwa śniegu jest większa i rakietowe człapanie zdecydowanie pomaga. Bez nich szłoby się o wiele ciężej i mniej stabilnie.
Prognozy znów nawaliły – po błękicie już ani śladu. Są za to ciekawe szarości i góry jak na czarno (szaro?)-białej fotografii. Zima pięknie otuliła drzewa w puchową kołderkę i las prezentuje się zjawiskowo.
Romanka niebieskim szlakiem, czyli człapu człap na rakietach wąskim tunelikiem wydeptanym przez ludzkie stopy
Zdobywamy szczyt Kotarnicy, potem Majcherkową, by na Romance urządzić zimowe wejście bez tlenu na jej kopiec, a potem zjechać z niego na workach. Plany ambitnej pętli poszły tam, gdzie raki zimują (Pilsko?), więc ruszamy w stronę Rysianki.
Szczyt Kotarnicy nieco niestabilny…
Majcherkowa
Romanka, czyli obiecane tiramisu na szczycie
Szczyt jeszcze nie zdobyty, więc…
czas na zimowe wejście i zjazd
Tu jest już jak na autostradzie, ale rakiety i tak ułatwiają przejście. Na hali pod schroniskiem chwila przerwy i mkniemy za modrymi znaczkami w dół. Rakiety ściągamy dopiero na drodze przecinającej niebieski szlak. Potem jest jeszcze asfalt na dobicie i koło 19 meldujemy się przy samochodzie.
Całuję rączki pani choince
Rysianka niedaleko, ale jeszcze Hala Łyśniowska i Pawlusia do przetarcia
To było najcięższe zimowe (wiosenne?) wyjście w tym roku. Dawno tak solidnie się nie zmęczyłam na podejściu. Załatwił nas śnieżny puch – na Romance wylądowałyśmy po 5 godzinach od wyjścia (tabliczki szlakowe mówią o 3 godzinach).
Romanka już za nami
Rysiankowe ławeczki, choć dziś niewiele do podziwiania, jeśli chodzi o dalsze plany
Góry tym razem dały w kość. Nie powiem, że nie cieszyłam się, gdy wreszcie dotarłyśmy do samochodu. A wiosny w górach nie stwierdzono.
- Trasa wycieczki:
- Parking: pod sklepem na początku szlaku czarnego i żółtego. Oficjalnie można stawać tylko na prawo od schodków, ale mało kto respektuje zakaz. Przy odbiciu żółtego szlaku w las przy drodze znajduje się mała zatoczka na kilka samochodów. Rano była zasypana, więc nie skorzystałyśmy. Ostatecznie stanęłyśmy z boku sklepu, bo dziś dostaw towaru nie było i pani sklepikarka pozwoliła.
Jak widzę zima się nie poddaje. Tiramisu na szczycie to bardzo dobry pomysł 🙂
Już miałam pisać, że wreszcie przyszła wiosna, ale jak patrzę na prognozy na przyszły tydzień, to wcale nie jestem tego taka pewna…
Generalnie do 1000 metrów jest obecnie w Żywieckim już wiosna, powyżej bywa różnie, ale przez ostatni tydzień sporo śniegu stopniało.
Ostatni tydzień rzeczywiście przyniósł nadzieję, że już będzie wiosna. A gdzie to sprawdzałeś?
W ubiegły weekend na Babiej i w okolicach.
Oo, nieźle. Babia? Jakoś nie połączyłabym Cię z tym szczytem 🙂
Rzadko tam bywam, ale zdarza się. Tym razem pandemia mnie tam skierowała 😉
Brzmi ciekawie, zatem czekam na relację 🙂
Zimą to nawet jak nie ma słońca, to jest fajnie. Rok temu byłem zimą na Mogielicy, były podobne warunki, a wycieczka również była udana. Oby za 15 lat takie zdjęcia nie miały już waloru historycznego.
Właśnie! Mimo takich warunków bardzo mi się podobało – to stalowe niebo i ośnieżone drzewa robiły niezły klimat!A co do zimy – nie kracz! Mimo że teraz mam jej trochę dość, lubię bardzo tę porę roku.
Ja w tym samym czasie witałem wiosnę w Beskidzie Małym i również wiosny nie stwierdziłem wtedy 😉 Dla zima ma ten plus, że nawet jak nie ma słońca, to jest ładnie 🙂
Też lubię zimę i wtedy, mimo szarości, było świetnie. Ale teraz mogłaby być już wiosna :).