Zimowy początek marca, wiosna gdzieś tylko w pobożnych życzeniach, gdy ląduję na trzy dni w Beskidzie Sądeckim. To ten z rzadziej odwiedzanych przeze mnie Beskidów, choć w sumie nie wiem, dlaczego. Przecież wcale nie jest tak daleko… Tym razem pretekstem do wypadu jest zimowy zjazd forum Góry-Szlaki.
Piątek w drodze, czyli wodzi nas po bocznicach
Z domu ruszam już przed południem. Pociąg do Katowic, przesiadka do samochodu i w trójkę, w babskim gronie, mkniemy w kierunku Rytra. „Mkniemy” to zresztą za dużo powiedziane, bo kulamy się po nitce nawigacji przez boczne drogi, wąziutkie, leśne, wiejskie. Raz górą, raz dołem przez Pogórze Wiśnickie i dalej. I choć pogoda mglista, nawigacja chyba wie, jakie widoki lubimy. Ładnie tu, przestrzennie, warto by kiedyś na rowerze się pokręcić.
Gdy przed oczami pojawia nam się „Hetmańska”, wiemy, że czas na postój, który funduje nam Nowy Wiśnicz. Trzeba osłodzić sobie nieco mroki przedwiośnia.
A potem znów samochód, podziwianie okolic, wsłuchiwanie się w głosy Koryckiego i Żukowskiej, którzy „zapętlili” się u nas i umilają nam drogę w góry, rozmowy ważne i błahe. Wpadamy w rytm wyjazdu, gdy jeszcze wszystko przed nami, gdy tyle możliwości rysuje się na kolejne dni, a codzienność zostaje gdzieś z tyłu. Przynajmniej do następnego poniedziałku.
Wreszcie jest i Rytro. Meldujemy się na kwaterze Basi vel Genowefy. Powoli zjeżdża się reszta z naszej szczęśliwej trzynastki. Burza mózgów, zmiana planów na kolejny dzień (pogoda nie nastraja optymistycznie), sympatyczna posiadówa okraszona tym i owym – tak oto kończy się piątek.
Sobotnia Cyrla. Bo w szarości tkwi siła!
Po zmianie planów z charakterystycznych miejsc na dzisiejszej trasie została właściwie tylko Cyrla. Trochę śniegu spadnie jednak z nieba, zanim do niej dotrzemy. Na razie startujemy spod parkingu przy pijalni w Piwnicznej-Zdroju.
Łyk wody przed wspinaczką nie zaszkodzi…
Nocne opady śniegu na szczęście zaczarowały bury świat przedwiośnia i wędrujemy wśród przyprószonych śniegiem drzew na Jarzębaki.
Akurat tam, na otwartym terenie, gdy byłaby szansa na widoki, zima postanawia o sobie przypomnieć śnieżną zadymką.
Przy kapliczce na szczęście przestaje.
Gdyby było cieplej, może człowiek skorzystałby z ławeczki. Bo z takim widokiem przyjemnie usiąść.
Zanurzamy się teraz w las, by podejść pod Szałasy Jarzębackie. Piękna polana, którą pamiętam z dawnego jesiennego wypadu, jest teraz pogrążona w zimowym śnie. I znowu coś tam dosypuje z góry.
Za to kolejna polana, Bukowina, serwuje nam całą paletę szarości! Mimo braku słońca świat nie jest dziś czarno-biały, tylko fascynująco szary.
I żeby nie było, że lubię tylko mroczne klimaty. Trochę koloru też łapiemy na szlaku.
Docieramy na przełęcz Bukowinę. Otacza nas baśniowy las. Zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, przynajmniej tu, na wysokości.
Na przełęczy zmieniamy znaczki na czerwone. Na celowniku oczywiście Cyrla i to wyjątkowo pięknym odcinkiem szlaku. Co rusz wyskakuje na nim jakaś polana. Na przykład Hala Jaworzyna u stóp Jaworzyny Kokuszczańskiej.
I to tu spektakl szarości osiąga swe apogeum. Krótki odcinek, a zajmuje mi tyle czasu! Wprost nie mogę się oderwać od widoków. Tak pięknego, szarego wydania zimy dawno nie widziałam!
Czasem jakiś przebłysk budzi nadzieję na pojawienie się słońca, ale na próżno. Nie szkodzi. Dziś zadowalają mnie szarości.
Czas jednak ruszać dalej, bo Cyrla kusi zaplanowanym odpoczynkiem. Po drodze mijam krzyż poświęcony Mieczysławowi Rembiaszowi, ps. „Orlik”.
Jest i Cyrla, dokąd wpadamy na pierogi i inne dobra.
A potem wypada już tylko zejść do Suchej Strugi i oddać się przyjemnościom sobotnich pogawędek (tematem przewodnim jest… plecak naszej koleżanki) pod dachem.
Niedzielna wieża, czyli ekspresowa Eliaszówka
Niedziela miała być słoneczna. Miała. Gdy wstaję na wschód słońca, już wiem, że z pogody nici. Znów niebo przesłaniają chmury.
Skoro jednak się wstało, czas iść przed siebie. Wdrapuję się na górę, którą wieńczy ryterski zamek.
Mój ostatni pobyt tu to również zamierzchła przeszłość, gdy nad ranem wypadało się z plecakami z pociągu i dosypiało w tych ruinach na karimatach. Wtedy były jeszcze bardziej „ruinowate” niż teraz, po remoncie (odbudowie?).
Po śniadaniu burza mózgów. Wracać do domu? Gdzieś iść? Coś zobaczyć po drodze? W końcu decydujemy się na krótki wypad na Eliaszówkę.
Zostawiamy auto w Suchej Dolinie i ścieżkami, przez polanki, przedostajemy się do zielonego szlaku. Jeszcze kawałek wspinaczki i już przed nami wyłania się wieża widokowa wieńcząca szczyt Eliaszówki.
Ostatnio, gdy tu byłam, jeszcze nie stała. Oj, warto odświeżyć sobie wspomnienia z Beskidu Sądeckiego, bo trochę wody w Popradzie upłynęło od czasu, gdy tu wędrowałam.
Widoki z wieży są całkiem przyzwoite, zważywszy dzisiejszą pogodę. Szkoda tylko, że w stronę Tatr niewiele zobaczymy. I nie tylko przez mgłę, a przez zarastające drzewa. W tym kierunku przydałoby się dodatkowe pięterko wieży.
Ze szczytu schodzimy tak samo, by na Górnych Stacjach skręcić w kierunku doliny i stromym zboczem zejść/ zjechać w pobliże hotelu.
Skoro wyjazd zaczął się słodko, tak się też zakończy.
A potem znów wodzenie bocznymi drogami, by wrócić do domu. Z krainy zimy do burego przedwiośnia. Oby do następnego wypadu!
No to chyba ostatnie takie…:) Załapałaś się na piękną końcówkę zimy. Ja za chwilę ruszam na jakie przedwiośnie. Ukłony 🙂
Też liczę, że to już ostatnie podrygi, bo chcę wiosny. Choć patrzę na prognozy i widzę, że jeszcze nam przymrozi, a w górach posypie… Odkłaniam się 🙂
Mimo szarówki, bardzo fajne zdjęcia. Takie…zimowe, na przededniu wiosny.
Ja też jednak pojechałem licząc na wiosnę, a spotkałem jeszcze, może nie srogą, ale jednak zimną zimę.
Co za masło maślane napisałem 😀
Na razie w wyższych partiach gór zima się dobrze trzyma, przyszły weekend też ma być zimowy. Ja tam też czekam na wiosnę już i mam nadzieję, że po połowie marca się pojawi. A zimna zima w marcu to ostatnio standard…