– A nie boi się tak pani chodzić sama? – pyta starszy góral, który przyjechał do lasu na motorku. Mijałam go na mało (bardzo mało!) uczęszczanym szlaku.
To nieśmiertelne pytanie musiało paść. Nie pierwszy i nie ostatni raz. A to oznacza, że jestem na babskim solo po górach.
Gdy lipcowe plany uległy modyfikacji i zwolnił mi się tydzień, wróciłam do pomysłu, który od dawna chodził mi po głowie. Kilkudniowe przejście przez Beskid Żywiecki (z zahaczeniem o Orawę), od jednej bazy do kolejnej. Początek – Przysłop Potócki. Koniec – Madejowe Łoże. Plan możliwy do zrealizowania tylko w wakacje, gdy studenckie bazy namiotowe rozbijane w różnych miejscach naszych gór otwierają swe podwoje dla turystów. I gdy dopisze pogoda. Po wielu słonecznych dniach akurat na tydzień mej wędrówki zapowiadano załamanie pogody. No nic, myślę, pierwsze dni mają być bezdeszczowe. Potem się zobaczy…
DZIEŃ PIERWSZY: Zwardoń – Przysłop Potócki
Na pierwszy ogień idzie Przysłop Potócki, najmłodsza z baz namiotowych rozsianych w polskich górach, prowadzona przez Oddział Uczelniany PTTK Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Właściwie mogłabym do niej dojść najkrótszym szlakiem, ale nie o to przecież chodzi. Dzień zapowiada się ładny, więc warto go wykorzystać.
Dzięki podwózce na poranny pociąg na szlaku jestem bardzo wcześnie. Wytaczam się ze składu w Zwardoniu po krótkiej drzemce. Nieprzespana noc daje już o sobie znać.
Pod dworcem pstrykam pamiątkowe zdjęcie pod tabliczkami z oznaczeniem czerwonego szlaku. Przez jakiś czas będzie wyznaczał mi trasę. Mijam zamknięty na głucho Dworzec Beskidzki i by nie telepać się tyle asfaltem, odbijam na żółty w las. Łapię za to trochę widoków na okolicę.
Zwardoń, czyli początek wędrówki
Choć to lipiec, dominują krajobrazy mocno już sierpniowe. Żółte trawy, skoszone pola, czerwieniące się korale jarzębiny. Przyśpieszona wegetacja pozbawiła świat soczystości.
Zaglądam do Chaty pod Skalanką, gdyż (w przeciwieństwie do tej na Skalance) nigdy tu jeszcze nie byłam. Pieczątka odbita, więc ruszam dalej, na Beskid Wrzeszczowski. Tam porzucam wreszcie asfalt na rzecz bezszlakowych ścieżek, które zawiodą mnie na Oźną i dalej. To bardzo ładny odcinek wiodący widokowymi polankami, bez większych przewyższeń. Szczególnie przyjemnie jest na Sobańskim Groniu, więc zalegam tu na krótką drzemkę. Mam czas, dziś nigdzie mi się nie śpieszy.
Zejście z Kłokocza. Przede mną Sobański Groń, czyli najładniejsze dziś miejsce na szlaku
Mieczyk dachówkowaty. Zawsze cieszy mnie jego widok
Sobański Groń. Przede mną Kłokocz, za nim Oźna
No i zaległam w cieniu drzewa
Tego drzewa 🙂
Po dotarciu do niebieskiego szlaku odbijam jeszcze na Łysicę, by sprawdzić, czy jest tam coś ciekawego. Nie ma. Staczam się więc do Rycerki Dolnej i znów zaliczam niemiły dla stóp asfalting. Nawet zastanawiałam się, czy na Przysłop Potócki nie dojść szlakiem bazowym, ale perspektywa kolejnych paru kilometrów asfaltu skutecznie wybiła mi ten pomysł z głowy. Zresztą wejście przez Praszywkę będzie bardziej „honorne”. No i dawno przecież tędy nie szłam. Chyba jeszcze wtedy, gdy szlak był znakowany na czarno, a nie na niebiesko, jak teraz.
Na początku honornie nie jest. Szlak mocno pnie się w górę, a ja opadam całkowicie z sił. Taaak, ta słabo przespana noc… Stroma ścieżka wymusza częste przystanki, ale gdy w końcu nieco się wypłaszcza, idzie mi się już lepiej.
Byle do przodu…
Praszywka Wielka wita mnie żółcią rozkołysanych traw. Do celu już niedaleko, ale znów zalegam tu na dłuższą chwilę. Jutro dopiero będę się śpieszyć.
Zejście do bazy jest już szybkie. Zanim zobaczę rozbite namioty, witają mnie owce i pilnujący ich grzecznie psiak.
Łowiecki sie pasom
Przysłop Potócki, czyli pierwsze spotkanie z bazą. Byłam tu już kiedyś, lecz nigdy nie spałam
Mój ci on (namiot, znaczy się)! Dziś jestem jedyną turystką na bazie
Bazowy, który jest tu z synem i rodzicami, wprowadza mnie w tajniki bazy. Wybieram swój namiot (Decathlon! A byłam przekonana, że nadal królują wielkie wojskowe namioty!) i pędzę zamawiać międzymiastową do domu. W bazie zasięgu nie ma, dlatego wyłażę na Praszywkę Małą; może wyżej będzie lepiej… Wśród bujnych, żółtych traw, stojąc na pniaku, łapię jako taki kontakt z cywilizacją. A gdy słońce stacza się za chmury, kręcę się jeszcze po okolicy, a potem szukam źródła w lesie, by uzupełnić zapasy wody.
Praszywka Mała
Na wyjeździe solo jestem skazana na głupie selfiki 🙂
Praszywka Mała. Z lewej mój jutrzejszy cel, Bendoszka Wielka
Po wieczornej toalecie jest ognisko, są rozmowy z bazowym na temat gór, innych, bardziej imprezowych, baz, Beskidu Niskiego i Jaślisk, w których niedawno byłam. Choć w nocy przez okolicę przetacza się burza i pada deszcz, mam nadzieję, że dzień wstanie ładny. Sporo w nim mam przecież do przejścia…
Wieczorna sielanka na bazie. Obiecuję sobie, że pohuśtam się na hamaku rano. Jeszcze nie wiem, że nic z tego nie wyjdzie
Bazowa kuchnia
Przysłop Potócki wieczorową porą
Za to dziś przeszłam koło 22 kilometrów, z ok. 1100 metrów przewyższeń. To był dobry rozruch przed kolejnymi dniami, choć „parszywa” Praszywka Wielka wycisnęła mnie jak cytrynę 🙂
Dzisiejsza trasa (nie ma na niej ścieżki na Praszywkę Małą i na przeciwległy szczycik):
No niezły plan i jestem ciekaw jego realizacji, oraz cieszę się, że będzie co czytać!
Na pierwszy dzień to całkiem niezła trasa. A podejście pod Praszywkę widzę na prawdę porządne 😉
Tak, porządne to podejście pod Praszywkę i porządnie mnie wymęczyło 🙂 Może też ciepło to spowodowało, bo gdy się ochłodziło w kolejne dni, szło się już lepiej.
Bardzo lubię tę bazę, jest taka kameralna. A pamiętam, że ostatnio zasięg miałem przy ognisku
Baza jest nieco na uboczu, stąd nie ma tam rzeczywiście tłoku. O ognisku w kwestii zasięgu nie pomyślałam. Może następnym razem będzie łatwiej zamiast piąć się na jakąś pobliską górę.
O wróciła Wiola do pisania… muszę wrócić i ja… bo się strasznie zaniedbałem i w pisaniu na forum i na swojej stronie. Choć po górach, coś chodzę i lato było nieco beskidzkie 😉
Początek wycieczki super, więc dalsze części zapowiadają się ciekawie. Oźna, Sobański Groń, przeszedłem jesienią zeszłego roku… pięknie tam. Urzekła mnie tez Praszywka, choć podejście sprawiało wtedy, że nazywałem ją Parszywką. Ale na szczycie sielanka, widoczek na Tatry, okoliczne doliny, świeżo skoszona pachnąca hala i pyrkający traktor w oddali.
Studenckie bazy namiotowe uwielbiam i trochę żałuję, że zacząłem dość późno na nich nocować w moim długim „górskim stażu”, bo zaledwie 2 lata temu po raz pierwszy w bazie spałem na Głuchaczkach. Teraz powiedziałem sobie, że chcę przespać się na każdej bazie i chacie studenckiej. 😀
Przysłop odwiedziłem w zeszłym roku, na bazie kilka osób, wieczorem ognisko i śpiewy, grania do późna w nocy , których byłem uczestnikiem pod gwiazdami i szumiącym od wiatru drzewem To był mega klimat A następnego dnia miałem zlewę (chyba jak Ty )
a i jeszcze co zwróciło moją uwagę. Pieszesz, że wędrowałaś od Żywieckiego po Orawę na początku lipca… to podobnie jak ja! Też zaczynałem w Żywieckim (ale gdzie indziej) i też spałem na bazie Madejowe Łoże…
Kiedy to było ?
Do pisania wróciłam, ale pewnie trudno będzie utrzymać regularność. Od czasu do czasu warto jednak coś wrzucić.
Oźna, Sobański Groń – chcę tam wrócić wiosną lub jesienią, na pewno będzie pięknie. Już teraz bardzo mi się podobało, choć pogoda i widoki były typowo letnie, czyli dla mnie mniej interesujące.
Co do baz, to przez ten czas jakoś trudno mi było wpaść na klimat „muzyczny”, o którym piszesz. Albo padało, albo byłam tak późno, że już nic mi się nie chciało, albo ludzi nie było. A przy ognisku to siedziałam tylko jednym, właśnie w dniu, o którym piszę. Ale i tak było fajnie, mogłam pogadać z bazowymi albo współspaczem (raz tylko spałam w namiocie zbiorowym). Myślę, by to powtórzyć, choć miło byłoby jednak w grupie.
Wypad był w trzecim tygodniu lipca.
Bardzo fajna trasa. Przysłop Potócki jest jedną z ulubionych baz namiotowych, a bazy namiotowe traktuję jako ostatni bastion turystyki plecakowej, dlatego zawsze je wspieram nocując w nich. Kiedyś podchodziłem na PP wieczorem przez Praszywkę Wielką przy blasku czołówki,jeszcze czarnym szlakiem, dla mnie to było wstrząsające przeżycie. A Beskid Żywiecki wymiata 😎
Praszywka Wielka w blasku czołówki – to musiało być przeżycie! Bazy to rzeczywiście ostatnie bastiony (i jeszcze chatki) dla turysty z plecakiem. Schroniska tak się już zmieniły, że coraz częściej celują w innego rodzaju klientelę. Takie czasy…