Ochodzita to górka (895 m) w Beskidzie Śląskim, z którą dawno miałam na pieńku. Widokowa, łatwo dostępna, ale zupełnie jakoś nie po drodze. Przynajmniej nie po tej mojej. Tym, którzy wędrowali tu dawniej, też nie było łatwo. Musieli obchodzić kopulasty szczyt, co ponoć tłumaczy nazwę góry.
Niekiedy mijałam ją, jadąc gdzieś dalej, a niekiedy obserwowałam z daleka. Wreszcie postanowiłam sobie, że Ochodzita musi być zdobyta! I to od razu w ładnym stylu.
Ochodzita, czyli zimowy wschód słońca
Czyli w czasie jakiegoś wschodziku. Zimowego, bo mgiełki, śniegi i te sprawy.
Postanawiam takowy uskutecznić w swoich okolicach, a Ochodzita nadaje się na to świetnie. Słońce po zmianie czasu wstaje później, co dla „ciężkołóżkowychzbieraczy” ma kolosalne znacznie. Plan genialny w swej prostocie miał jeden mankament – wyjazd następował w poranek po przestawieniu zegarków, gdy i tak godzinę na sen się traciło. Wyszło więc jak zwykle.
Świt miał być pogodny, potem wieszczono zachmurzenie, zatem wypad poranny miał sens. Co z tego, gdy budzi mnie stukanie deszczu o szyby i wiatr niezachęcający do opuszczania ciepłych pieleszy. Przecież miało być ładnie!
Ma być. Później. Będzie czy nie będzie? Jechać czy nie jechać o tak nieludzkiej porze? Jedziemy.
W drodze się rozjaśnia, na nocnym jeszcze niebie jaśniejsze plamy walczą z tymi ciemnymi. By za chwilę uraczyć nas deszczem ze śniegiem. A potem znów nadzieją na cud.
Za to w Kamesznicy zasnuwa się na amen. Parkujemy pod Ochodzitą w mleku. Przecież miało być ładnie!
Nic to. Idziemy betonką na szczyt. Wszystko przyprószone świeżym śniegiem. Wszędzie mgła. A potem cud. Mglistości zaczynają się rozwiewać. Nie, nie będzie przejrzystości, ale coś będzie widać!
Za to słońce drzemie pod ciężką, poziomą warstwą chmur. Na chwilę tylko błyska okiem, by powiadomić (z opóźnieniem), że wstało. I potem znów nadchodzą mgły.
Wstrzeliliśmy się w pogodowe okienko. Może nie tak wyobrażałam sobie wschód słońca na Ochodzitej, ale nie ma co narzekać. Ciężkie różowe chmury zawisły nad horyzontem, mgły pałętały się w dole – miało to swój urok.
A potem rzeczywiście się rozjaśnia, gdy ruszamy w dalszą trasę, na Gańczorkę. A na Ochodzitą postanawiam jeszcze wrócić. Tak łatwo się nie poddam.
Ochodzita na zachód
Okazja trafia się szybciej, niż przypuszczałam, bo parę miesięcy później. „Trafia się” to zresztą za dużo powiedziane, bo sama ją prowokuję.
Ostatnio w deszczowe weekendy wyrywamy paskudnym dniom słoneczne chwile. A gdy prognozują pogodny wieczór, reakcja może być tylko jedna – jedziemy na zachód słońca! Musi być gdzieś niedaleko, z szybkim dojściem, z ładnym widokiem.
Wybór pada na Ochodzitą, która ostatnio, zimą, przywitała nas mglistością. Dziś dla odmiany będzie zachód. Wiosenny. Z kawą, ciastem, herbatą i długim siedzeniem, gdy już wszyscy poszli spać.
Przed finalnym kopcem wpadamy jeszcze na Tyniok i Koczy Zamek. A potem, niebieskim szlakiem, wędrujemy u podnóży wielkiej góry, by tym razem zaatakować ją z innej strony.
Schodzimy już po ciemku, klasycznie, koło karczmy i drogą w dół do parkingu. Do zrealizowania został jeszcze jeden cel, czyli wrzucenie Ochodzitej w bardziej długodystansowy szlak. Ale to na przyszłość.
Oj, działo się! Pogodowo w „dyszkie”. I widzę, że pod namiotem się nie bali…
Pytałam, czy pod namiotem nie zmarzli – nie. To zresztą ekipa lubiąca zimowe biwaki, bo widziałam ich też w innych miejscach.
Gdyby nie kurs, to bym tam się nie pojawił i jak mam być szczery, to w ogóle nie rozumiem zachwytu okolicami, choć sam widok z O. jest ładny, ale ten dalszy. Twoje chmury ładnie podświetlone, ja też miałem tam średni wschód i zachód. Czy na Ochodzitą kiedyś zawitam? Mam na nią plan, ale czy to się uda…to wielka niewiadoma.
Pewnie łatwy dostęp i szeroka panorama z góry powodują te zachwyty. Bo rzeczywiście widoki z Ochodzitej są rozległe. A jaki kurs robiłeś, gdy odwiedzałeś tę górę?
Fotograficzny.
Na początku pomyślałam o przewodnickim, ale potem dobrze wytypowałam. Jednak fotograficzny.
Ochodzita popularna na wschody/zachody widzę się zrobiła. Pewnie łatwy dojazd i krótkie dojście ma na to wpływ. Bo dla mnie, jest szczytem średnio interesującym. Jakoś te słupki, tabliczka, ławeczka, brama itp mnie do niego zniechęcają
Tak, łatwa dostępność wpłynęła na popularność tej góry. Nie jest zła, na szybki wypad jak znalazł.