Chciałam Wam dziś pokazać Malham Cove – pierwsze miejsce, które odwiedziliśmy na Wyspach.
Przez niecałe dwa lata mieszkaliśmy razem na północy Anglii, w hrabstwie West Yorkshire. Dość oryginalnie i w ostatniej chwili wybraliśmy miejsce naszego pobytu, dlatego dopiero po przyjeździe zaczęłam się interesować, co jest wokół. I okazało się, że całkiem sporo.
Gór na miarę Polski oczywiście tu nie ma, ale w sąsiedztwie jest trochę miejsc do zobaczenia. No i oczywiście, jak to ja, już w pierwszy weekend po przyjeździe, musiałam coś zaplanować.
Na początek wybraliśmy Yorkshire Dales. Znaczna część tego wyżynnego obszaru znajduje się w granicach parku narodowego, utworzonego w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Naszą marszrutę zaczynamy w wiosce Malham, mijając po drodze charakterystyczny obiekt angielskiego krajobrazu:
Nie wiem, czy ktoś dziś, w dobie smartfonów i innych tego typu gadżetów, jeszcze używa tych budek. Dość powiedzieć, że stoją i mają się dobrze.
Szybko wychodzimy za wioskę kierując się w stronę naszego dzisiejszego celu – wielkiej skały Malham Cove.
Ta wapienna formacja ma 80 metrów wysokości i naprawdę robi z bliska wrażenie. Jest też popularnym miejscem wspinaczkowym. Na zdjęciu widać w głębi ludzi, którzy zaraz będą się wspinać.
Oprócz skały ciekawy jest też dla nas krajobraz wokół – typowe angielskie otwarte przestrzenie i kamienne płotki.
Po obejrzeniu skały z dołu czas wspiąć się na wierzchołek. Równie ciekawy, bo pokryty charakterystycznymi wapiennymi skałami „rzeźbionymi” w przedziwny wzór. To tu kręcono ostatnią część przygód „Harry’ego Pottera”.
Z góry widoki na Malham Cove i okolice są równie interesujące. Szkoda tylko, że pogoda trochę kaprysi. Pogoda zresztą to kolejny ciekawy temat, dość powiedzieć tylko, że w Anglii zmienia się ona momentalnie! Zachmurzone niebo szybko staje się błękitne, by za moment uraczyć nas deszczem. A za parę chwil znów słońcem.
To na dziś nie koniec. Naszym kolejnym celem jest jezioro Malham Tarn. Wędrujemy doń fragmentem Pennine Way – najstarszym długodystansowym szlakiem w Anglii. To coś jak nasz Główny Szlak Beskidzki.
Po drodze mijamy wszędobylskie owce i niezliczone kamienne murki. Przez niektóre trzeba przejść.
Czasem płotki są drewniane.
Wędrujemy teraz suchą doliną.
By w końcu dojść nad Malham Tarn.
W powrotnej drodze postanawiamy zobaczyć Gordale Scar – wapienny wąwóz z wodospadem. Mijamy tabliczkę ostrzegającą przed trudnym zejściem, ale jakoś za bardzo się tym nie przejmujemy.
Na początku jest malowniczo. Pogoda się poprawiła, a widok kanionu z góry robi wrażenie.
Szybko uświadamiam sobie jednak, że w tę dolinę musimy zejść.
I znaleźć się tam, gdzie widoczna w dole droga.
No to schodzimy. Na początku nie jest trudno, choć trzeba uważać na stromiznę i sypkie kamienie.
Jest i wodospad.
I wcale się w tym miejscu nie kończy. Strumień płynie dalej i kończy się kolejnym wodospadem.
Stoję właśnie nad krawędzią tego drugiego wodospadu i wiem, że mam się znaleźć tam, gdzie ci wspinacze…
Oczywiście na dół nie ma ścieżki. Trzeba przejść po skałach z boku wodospadu i pokonać kamienną bulę. Jest tu kilka miejsc na postawienie nogi i uczepienie się wystającego kawałka skały, ale gdy patrzę w dół, wiem, że jak polecę, to się połamię. Nie ma innej opcji. Nie ma też opcji, żebyśmy teraz całą drogę wracali, bo nadrabialibyśmy sporo kilometrów, a zaczyna się kończyć dzień, więc po długich namowach, do których przyłącza się też sympatyczny i pomocny Anglik, decyduję się schować mój lęk wysokości gdzieś głęboko i schodzić.
Udaje się. Z dołu wodospad nie wygląda strasznie, ale wierzcie mi, z góry było gdzie polecieć!
Już na spokojnie oglądamy wspinaczy atakujących ścianę wąwozu.
A na koniec dnia pogoda się stabilizuje oblewając wzgórza pomarańczową poświatą:
W powrotnej drodze oglądamy jeszcze wodospad Janet, według miejscowej legendy miejsce zamieszkania królowej wróżek o tym imieniu. W dawnych czasach miejsce używane było do kąpania owiec.
Pozostawiamy za sobą głębokie doliny Malham i schodzimy do wioski.
By złapać ostatnie promienie słońca decydujemy się na pójście drogą.
A takie wąskie ulice są w wielu miejscach Anglii. Niekiedy naprawdę trudno się minąć!
Z parkingu odjeżdżamy oczywiście jako ostatni.