Noc w makteszu Ramon jest chłodna. W końcu w Izraelu, tak jak u nas, jest zima. Ta tutejsza nie straszy mrozami, ale kilkustopniowe temperatury nie pozwalają na komfortowy sen. Dłużej pospać nie dają nam też ptaki, które nad ranem radośnie baraszkują nad głowami. Dają sygnał do wstania, więc wstaję. Akurat na pustynny wschód słońca.
Zbieramy się powoli. Ramon się budzi, budzimy się i my. Chłód poranka stopniowo ustępuje, jak co dzień zwycięża słońce i robi się naprawdę przyjemnie.
Poranek. Pasza na śniadanie i kawa. Fot. J. Rydkodym
W końcu ruszamy. Gdzie? Tam! Nasz cel wybrała wczoraj Jola, wskazując na stołowatą górę świetnie widoczną z naszego obozowiska. Najwyższa w okolicy, zdecydowanie wyrasta ponad inne pagóry, więc jednogłośnie przyklaskujemy pomysłowi. I lokalizujemy ją na mapie – to Mt. Ardon. Może 722 metry, na które się wznosi, nie jest zawrotną wysokością, ale z perspektywy pustyni wygląda to nieco inaczej.
Tam idziemy. Mt. Ardon
Czas na garść szczegółów o miejscu, w którym jesteśmy. Pustynia Negew to główny obszar pustynny Izraela zajmujący, według różnych szacunków, od 40 do 55 procent jego powierzchni. Nasze typowe wyobrażenia o pustyni szybko zostaną tu zweryfikowane, bo Negew to nie piaskowe wydmy, choć piaszczyste odcinki się zdarzają. To przede wszystkim kamień, skała, a w związku z tym skaliste góry, kaniony i maktesze. W największym z nich, makteszu Ramon, a właściwie na jego dnie, właśnie teraz się znajdujemy.
Maktesz Ramon to wielki krater na pustyni Negew, który powstał jednak inaczej: nie w wyniku uderzenia meteorytu, a w wyniku erozji. Nie jest przez to okrągły, lecz elipsowaty, gdyż jego długość wynosi 40 km, a szerokość 9 km. Nasz kemping znajduje się na dnie makteszu, a linię horyzontu zamyka nam jego krawędź.
Na jednej z takich krawędzi znajduje się popularna miejscowość Mitzpe Ramon ze znanym punktem widokowym na okolicę. Część babeczek z naszej ekipy była tam w zeszłym roku. W tym przyszedł czas na trekking po makteszu.
Dość gadania, czas ruszać. Czarnym szlakiem (znaki wyglądają tu tak samo jak w Polsce) ruszamy szutrową drogą na północny wschód.
Zrobiło się ciepło, więc powietrze jest nieco mgliste, jak to przy wyższych temperaturach. Idąc ciągle przed siebie, wyszlibyśmy na krawędź krateru. My skręcamy jednak na wschód, w stronę góry Ardon.
W jej pobliżu znajduje się miejsce postojowe i toaleta, gdzie nie ma spłuczki, bo wszystko zasypuje się suchym. Takie parkingi i bezpłatne pola namiotowe (niestety bez wody!) spotkamy w wielu miejscach na Negew. Na jednym z nich będziemy nawet za kilka dni spać.
Tu można rozbić namiot. Jest toaleta, ale o wodę trzeba samemu zadbać
Od dzikiego kempingu zaczyna się robić ciekawiej. Wędrujemy wzdłuż krawędzi krateru i wznosimy się wyżej i wyżej.
Coraz szersza panorama przed nami i coraz ciekawsze widoki na pustynne krajobrazy. Bo pustynia to nie jeden szaro-bury kolor, a wiele odcieni czerwieni, żółci, pomarańczu, brązu czy fioletu. Nie jest nudno!
Trochę wspinaczki na szczytowe plateau
Strome podejście wyprowadza nas w końcu na plateau, skąd już niedaleko do wierzchołka.
Patka pozuje
Sam szczyt trudno zlokalizować, gdyż zajmuje dość rozległą powierzchnię i „gubi” się nam gdzieś jego wysokość. Nad nami za to co chwilę przelatują odrzutowce i wyrzucają dymiące race. Do huku samolotów dochodzi wkrótce warczenie dronu nad naszymi głowami – to para izraelskich wędrowców uruchamia swą maszynę.
Widoki ze szczytu zaskakują – kolorami.
Po posiłku na szczycie zaczynamy schodzenie. Gdzieś przecież na tej poprzecinanej skalnymi zębami powierzchni musimy znaleźć naszą ścieżkę w dół!
W końcu jest. Odlepiamy się od skalnej ściany, wzdłuż której szłyśmy do tej pory i zaczynamy strome schodzenie.
Trzeba się wreszcie odkleić od wąskiej ścieżki prowadzącej wzdłuż skalnej ściany. Zaczynamy zejście
Dziewczyny jeszcze na górze
Na krótkim odcinku musimy pokonać przewyższenie kilkuset metrów, by znów zejść na dno makteszu.
Suchy materiał skalny nie wydaje się stabilny, ale, wbrew pozorom, źle nie jest. Są naturalne podpórki dla rąk, więc krok po kroku – i już jesteśmy na dnie.
Po zejściu krótki odpoczynek i celebrowanie mych urodzin – wiechciem. Kwiatów tu przecież brak.
Już na dnie makteszu. Tam na górze byłyśmy
Z braku laku lepszy wiecheć. Urodzinowy wiecheć
Słońce jest coraz niżej, gdy drogą w kierunku Kharut Hill wracamy do obozowiska.
„Nasza” góra
Mt. Ardon za nami
Mijamy kolejny parking z drzewem, które, mimo późnej pory, obfotografowujemy ochoczo. Znaleźć życie na pustyni nie jest bowiem łatwo.
Ostatnie kilometry pokonujemy już po zachodzie słońca. Nie jest jednak ciemno, gdyż rozżarzona, czerwonawa kula księżyca świeci nam na horyzoncie. To wtedy właśnie księżyc, po 152 latach, miał przybrać taką specyficzną barwę. Rzeczywiście, ma nietypowy kolor i wydaje się większy niż zazwyczaj.
Wieczór przebiega podobnie jak dzień wcześniej. Po dniu pełnym pięknych widoków już cieszymy się na nadchodzące jutro. Kolejnego dnia mamy zamiar poeksplorować krater Ramon po drugiej stronie drogi nr 40.
CO, GDZIE, KIEDY, CZYLI GARŚĆ INFORMACJI PRAKTYCZNYCH
- Dojazd w pobliże kempingu: (z Ejlatu autobusem 392 w kierunku Beer Szewy, można go złapać przy samym lotnisku Ovda) do przystanku En Saharonim przed Mitzpe Ramon na drodze nr 40 (najlepiej powiedzieć kierowcy, gdzie chce się wysiąść).
- Ttrasę do kempingu Be’erot pokazuje mapka poniżej (niebieska linia). Do przejścia jest 5 kilometrów. Co kilometr znajdziemy tabliczkę z informacją o dystansie, który został jeszcze do przejścia.
- O kempingu Be’erot więcej pisałam w poprzednim poście. Stał się naszą bazą wypadową na dwa pustynne trekkingi.
- Bezpłatne mapy makteszu Ramon (wystarczyły nam do nawigacji) można otrzymać w informacji turystycznej w Mitzpe Ramon i na kempingu Be’erot. Można tam również zakupić profesjonalne mapy terenu.
- Trasa wycieczki zaczyna się przy kempingu. Czarnym szlakiem szutrową drogą idziemy na północny wschód i szukamy skrętu na szlak zielony (można skrócić trasę i podejść wcześniej pod górę szlakiem niebieskim przez parking pod Mt. Ardon). Od miejsca kempingowego czarnym szlakiem dochodzimy do niebieskiego i nim wspinamy się na górę. Po osiągnięciu wierzchołka i przejściu szczytowego plateau czeka nas dość strome zejście niebieskim szlakiem na dno makteszu. Ten najtrudniejszy fragment szlaku może być problematyczny dla osób z dużym lękiem wysokości. Po zejściu kierujemy się w stronę kempingu: szlakiem niebieskim, czarnym (do miejsca z charakterystycznym drzewkiem akacji i dalej) i zielonym. Całą naszą trasę opisaną w relacji pokazuje poniższa mapka (czerwona pętla).
- Trasę można wydłużyć i dotrzeć do miejsca oznaczonego na mapie jako „Han Saharonim Fort” (szlakiem zielonym od drzewka akacji, powrót do kempingu szlakiem niebieskim).
- Mapę w pełnej rozdzielczości można podejrzeć tutaj.
- Na odwrocie mapy – propozycje wycieczek po okolicy o różnym stopniu trudności (po angielsku) – zobacz tutaj.
- Trasy są dobrze oznakowane, więc nie ma problemów z nawigacją. Na rozdrożach znajdują się tabliczki wskazujące na kolor szlaku i miejsce, do którego prowadzi. Nie ma niestety informacji o ilości kilometrów do przebycia ani o czasie przejścia danego odcinka.
- Trekking na górę Ardon zajął nam (z odpoczynkami i licznymi przerwami na zdjęcia) cały zimowy dzień. Na przełomie stycznia/lutego ciemno robiło się około 17.
Wiolu, przepiękne te zdjęcia 🙂
Cieszę się. Mnie te z zejścia najbardziej się podobają, gdy już słońce było nisko. Ładnie światło zagrało i kolory zrobiły się wyraźniejsze.
Zakochałam się w izraelskiej pustyni z okien samochodu w zeszłym roku. Zaskoczyła mnie ilością kolorów i górskim charakterem. Pomyślałam wtedy, że jeśli kiedyś wrócę do tego kraju, to tylko na pustynię (+ morza na dokładkę). Nie spodziewałam się, że to tak szybko nastąpi, ale oferta 157 zł w obie strony była niezwykle kusząca i Kanary przegrały konkurencję 🙂
Pustynia nie zawiodła mnie ani trochę!
A wędrowanie po niej w tym wesołym wspaniałym składzie zapadło mi w duszę jako cudowne wspomnienie!
Aż mi się buzia śmieje 🙂
Podziwiam poradnikową dokładność z jaką opisujesz, Wiola! Uważam, że to bardzo dobrze, bo już wiele razy się przekonałam, jak takie posty na blogach bywają pożyteczne.
Wiem, ile spędziłyśmy czasu na przeszukiwaniu Internetu przed wyjazdem, stąd opisy praktyczne. Mam nadzieję, że komuś się w przyszłości przydadzą.
Wygląda na to,że mnie się mogą przydać 🙂
To kiedy się wybierasz?
W styczniu 🙂
Dzięki Wiolu za piękną relację uruchamiającą (i porządkującą) piękne wspomnienia!!! Tak się cieszę, że byłam tam w Wami ?
Rzeczywiście było świetnie :).