Żółty szlak z Porąbki na Kiczerę wyznakowano stosunkowo niedawno. Pierwszy raz szłam nim w deszczu i we mgle w czasie zlotu forum Góry Bez Granic, więc nie mogłam ocenić jego atrakcyjności. Gdy więc trafiła się nam słoneczna majowa sobota, postanowiliśmy ruszyć właśnie tam.
Parkujemy w Porąbce, skąd żółte znaki prowadzą nas początkowo drogą, koło wodospadów potoku Wielka Puszcza. To miejsce z mojego dzieciństwa. Jako brzdąc nazywałam je „wodostawami”.
Wokół wiosna wybucha z całą swą intensywnością kolorów i zapachów.
Za mostem skręcamy w ulicę Smrekową i wkrótce wychodzimy ponad ostatnie zabudowania. W tym miejscu szlak wiedzie pod kątem prostym w stronę lasu.
Po krótkim podejściu docieramy do przysiółka pod Snozą i Micherdówką. Wreszcie są widoki!
Przed nami Żar, gdzie jeszcze dzisiaj będziemy.
W dole Kozubnik, gdzie w młodości co roku spędzałam wakacje.
Dalsze plany dziś mało przejrzyste, choć łachy żółtego rzepaku wybijają się w tych mglistościach.
Samotny dom pod Snozą, a w tle Bujakowski Groń. Dalej na lewo Chrobacza Łąka, która kryje się za drzewami.
To zdecydowanie najładniejsze miejsce widokowe na naszej trasie. Potem w większości pójdziemy lasem.
Konkretniejsze i dość strome podejście czeka nas przed samym szczytem.
Wreszcie wychodzimy na pokrytą borówczyskami polanę podszczytową. Kiczera już tylko kilka kroków przed nami. Na wierzchołku znajduje się wiata i przygotowane palenisko, jednak nie zabawiamy tu długo, bo ciekawsze panoramy są ze szlaku czerwonego. Przechodzimy więc kawałek lasem na drugą stronę, by znaleźć się na polanie z widokiem na Żar.
Na Skrzycznem leży jeszcze nieco śniegu, choć wiosna na dole zadomowiła się już pełną gębą.
Kiczera – w stronę Beskidu Śląskiego
Przed nami Beskid Mały: Zasolnica i Żarnówka Mała, powyżej Bujakowski Groń, na lewo Chrobacza Łąka, a dalej charakterystyczne wcięcie przełęczy U Panienki, Groniczki i Gaiki oraz Przegibek. Przed nim Nowy Świat.
Kiczera – widok na Beskid Mały
Zielony kopczyk Snozy, której zboczami szliśmy.
Snoza i Porąbka, skąd wyruszyliśmy.
Klasyczny widok na Żar.
Kiczera też może pochwalić się ławeczką.
Po zaliczeniu ławeczki udajemy się w dalszą drogę. Tym razem szlakiem czerwonym, aż do Przełęczy Isepnickiej. Na Żar moglibyśmy iść za czerwonymi znakami w drugą stronę, ale wybieramy trasę, której jeszcze nie znamy. Przed nami wiosna we wszelkich odcieniach zieleni.
Na przełęczy zmieniamy znaki na zielone. Początkowo szlak prowadzi lasem, potem asfaltem. Mijamy krzyż poświęcony pamięci zmarłego tragicznie szybownika i wzdłuż zbiornika docieramy na Żar.
Tu jest już inny świat. Kiczera zafundowała nam ciszę, Żar już nie. Tak to jest z popularnymi szczytami.
Ale Żar lubię. To jedna z pierwszych gór, na której byłam. W czasie wakacji w Kozubniku wychodziliśmy na nią często, szlakiem, który już nie istnieje. Biegł przez ośrodek HPR (który potem stał się słynną ruiną) przy najwyższym budynku z tym właśnie napisem, a potem szedł lasem zakosami aż pod płot otaczający zbiornik. Właściwie szlaki były dwa: niebieski i zielony, a w tym miejscu się rozgałęziały. Niebieski wiódł w prawo na Żar, a zielony w lewo na Kiczerę.
Jeszcze po upadku HPR-u do tego szlaku można było dojść inaczej, z placu przed zwężeniem drogi biegnącej do ośrodka, ulicą Krajobrazową. Na starszych mapach ten wariant można do tej pory znaleźć, choć szlaku już nie ma. Jest za to nowy, czarny, który wyznakowano nieco dalej na zachód. Nim zamierzamy dziś zejść.
Na Żar właziłam rok w rok także dlatego, by kupić aktualny znaczek. Działający tam Pocztylion Żarski co roku wypuszczał nowy. Pieczątka tej instytucji jest zresztą jedną z pierwszych w mojej pierwszej książeczce GOT.
Żar jest niezłym punktem widokowym. Na horyzoncie można dostrzec nawet Wielki Rozsutec w Małej Fatrze.
Schodzimy szlakiem czerwonym, od którego odbija czarny wiodący do Kozubnika. Po drodze mija się starą chatę. Ciekawe, kto jeszcze mieszka w takim miejscu?
Po wyjściu z lasu czeka nas fragment asfaltem, ale wiosną nie jest to uciążliwe. Mijamy ukwiecone ogródki, a pobocza żółcą się od mleczy, więc to przyjemny spacer. Czasem zdarzy się stary drewniany dom, których w tej okolicy jest dość sporo.
Przy przystanku szlak się kończy, a my schodzimy drogą do Porąbki. Było to częste miejsce naszych spacerów, a poszczególne jego punkty wyznaczały różne obiekty.
Na przykład ten wodospad na potoku Mała Puszcza, trzeci (licząc od domku, w którym mieszkaliśmy), największy. Gdy trafiło się suche lato, woda nie przelewała się przez niego, a wypływała tylko otworami umieszczonymi niżej w kamiennej ścianie. Wodospad znajduje się za kapliczką na zdjęciu poniżej.
Nieco dalej był wodospad średni (pierwsze zdjęcie u góry po lewej).
A przy samym domku pierwszy, najniższy. Na podwójnym zdjęciu poniżej widać i wodospad, i domek.
Domków było sześć. Odkąd pamiętam, jeździliśmy do tego ośrodka co roku. Na początku spaliśmy w „Szóstce”, bo stamtąd najbliżej było do wspólnych pryszniców i toalet oraz studni, skąd brało się wodę.
Potem najbardziej polubiliśmy „Jedynkę” widoczną na zdjęciu i tam bywaliśmy aż do upadku ośrodka w latach 90. Ten właśnie domek ostał się do dziś. Ktoś go kupił i nieco przerobił na własne potrzeby. Resztę domków zlikwidowano.
Cóż dodać? Do dziś mam olbrzymi sentyment do tych miejsc, bo spędzało się tam fantastyczne wakacje! W zawilgoconych domkach z jednym pomieszczeniem i lilupucią kuchnią bez kranu, w których na noc rozkładało się kanapy i łóżka polowe przy większej liczbie gości. Z obleśnymi natryskami i toaletami, w których człowiek się zatrzaskiwał, bo czasem klucz nie zadziałał od razu. I do których trzeba było kawałek drałować, więc nocą na siku biegało się za domek, do lasu. Dziś takie PRL-owskie standardy by nie przeszły. A wtedy człowiek się cieszył, że wyjeżdża na wakacje. To była cała wyprawa, choć z mego domu do Kozubnika jest niecałe 40 minut jazdy. I ile rodziny się zjeżdżało na wspólne posiadówy i ogniska!
Do centrum wracamy boczną drogą, przy której ulokowały się eleganckie drewniane domy i sady.
A w czasie drogi powrotnej nie można się nie zatrzymać, by uskutecznić małą sesję zdjęciową.
Pola w Hecznarowicach porośnięte są rzepakiem, który pięknie kontrastuje ze świeżą zielenią pól i łąk oraz błękitem nieba.
W obiektywie oczywiście Żar.
Kościół w Hecznarowicach.
I rzepakowa tapeta Windowsa na koniec wycieczki.
Mapa naszej krótkiej marszruty, bez ostatniego fragmentu do Porąbki, który pokonaliśmy asfaltem.