Izrael? Hmm… Tam mnie jeszcze nie było. W okolicach wakacji siedzę gdzieś w Azji przed komputerem i już myślę o następnej wyprawie, „rozmawiając” wirtualnie z koleżanką Jolą, która z perspektywy Polski snuje feryjne plany na „coś ciepłego”. Jeszcze się nie deklaruję – kto wie, co będzie dalej?
Październik. Wracamy do Polski po rowerowej azjatyckiej włóczędze. I co? I kupuję bilety. Państwo? Izrael! Cel? Pustynia Negew! Jola i babska ekipa, która zebrała się na ten wyjazd, mają je już od pewnego czasu. Dokupuję i ja. Zaklepane. Osiem dni w Izraelu na przełomie stycznia i lutego.
Gdzieś na początku nowego roku Internet zaczyna wrzeć od naszych rozmów. Szukamy, szperamy, kombinujemy. Kraj to drogi, my podróżujemy budżetowo, a czasu mało. Jak to wszystko sklecić w rozsądną całość? Jakby tego było mało, Ryanair na parę chwil przed naszym odlotem zmienia zasady przewozu bagażu. Trochę nerwów, trochę zamieszania, trochę straconych pieniędzy, ale wreszcie wspólną zespołową pracą dopinamy wszystko na ostatni guzik. W planie Maktesz Ramon, Czerwony Kanion, park Timna i rafa koralowa w Ejlacie.
Pod koniec stycznia lądujemy na Ovdzie blisko Ejlatu. Z ośmiu babek dwie ruszają od razu na północ, do Jerozolimy. Zostaje sześć wspaniałych: Jola, czyli inicjatorka całego tego zamieszania, Wandzia, Basia, Patka, Ania i ja.
Warto może zaznaczyć, że na początku wyjazdu znałam tylko Jolę i nie byłam jedyną w takim układzie. Ryzyko? Nic z tych rzeczy! Nasza babska drużyna przeżyła razem osiem fantastycznych dni w Izraelu.
Ekipa w komplecie. Fot. Jola Rydkodym
Ale po kolei. Dzień pierwszy to nieprzespana noc na Balicach (twarde mają ławki), pierwsze spotkanie całej ekipy i lot do Izraela.
Izrael, lotnisko Ovda – w środku niczego
Już w Ovdzie przepakowujemy bagaże i ruszamy przed siebie. Po co? Butlę znaleźć. Planujemy namiotowe noclegi i trekkingi z dala od miast. Do Ejlatu nasze drogi teraz nie prowadzą, a gaz trzeba mieć. Z pomocą przychodzi Kuba, syn Joli. Parę dni wcześniej odwiedził Izrael, kupił dla nas butlę i ukrył blisko lotniska. Namiary fotograficzne na nasz „skarb” mamy, więc schowek szybko lokalizujemy. Jest!
Mamy ją!
Z niedalekiego przystanku po długim oczekiwaniu na transport odjeżdżamy w stronę Mitzpe Ramon. Stopa trudno tu złapać, droga jest mało uczęszczana, więc bez wahania pakujemy się do autobusu pełnego młodych żołnierzy i żołnierek, który wydłużoną drogą, przez liczne wojskowe bazy, zawozi nas do miejsca, gdzie czerwony szlak wchodzi w pustynię i prowadzi do naszego obozowiska. Zza okien autobusu pstrykam pierwsze zdjęcia pustyni Negew.
Pięć kilometrów do kempingu Be’erot to nasze pierwsze spotkanie z pustynią. I to w czasie „złotej godziny”, gdy słońce zaczyna gasnąć.
Plecaki ciążą, a kilometry ubywają powoli
W końcu zachodzi na dobre, a my docieramy na miejsce i rozbijamy się namiotami w jednym z okrągłych, krytych „strzechą” budyneczków.
Wreszcie jest! Kemping Be’erot
Rozsiadamy się na ławce, pijemy herbatę, jemy kolację. Jeszcze nie możemy uwierzyć, że jesteśmy tutaj. W środku pustyni, w środku niczego. Już tupiemy nogami na myśl, że od jutra zaczynamy naszą włóczęgę po Negew.
Co, gdzie, kiedy, czyli informacje praktyczne
Pokusiłam się, już na początku relacji, o finansowe zestawienie naszego wyjazdu, by pokazać, że Izrael wcale nie musi być drogi! Era kosztownych wycieczek do Ziemi Świętej minęła, i ci, którzy zdecydują się pojechać do tego państwa samodzielnie, mogą to zrobić za naprawdę rozsądne pieniądze.
LOT
-
- Do Izraela dostałyśmy się dzięki tanim liniom lotniczym Ryanair. W okresie zimowym (optymalny czas na zwiedzanie tego gorącego latem kraju) można dotrzeć tam z Warszawy, Gdańska, Poznania, Wrocławia i Krakowa (dwa razy w tygodniu, we wtorki i soboty). Oprócz Ryanaira, który obsługuje połączenia do Tel Awiwu i Ejlatu, z Katowic do Ejlatu można polecieć także Wizzairem.
-
- Z racji tego, że Izrael dopłaca do biletów, by ściągnąć do siebie więcej turystów, za przelot w obie strony można zapłacić naprawdę niewiele: dziewczyny, kupując bilety na początku października (lot z Krakowa do Ejlatu i z powrotem na przełomie stycznia i lutego), zapłaciły w obie strony 157 zł. Ode mnie, kupującej bilety nieco później, Ryanair chciał już ponad 100 zł więcej (282 zł). Nie jest zatem trudno znaleźć bilety za ok. 300 zł, choć zdarza się, że można je kupić nawet taniej, niż moje współtowarzyszki podróży.
-
- Z racji trekkingowego charakteru podróży, zakupiłyśmy w obie strony 2 bagaże rejestrowane, by przewieźć namioty, śpiwory i jedzenie. Wyszło po 81 zł na osobę.
-
- W związku z zamieszaniem z bagażami wnoszonymi na pokład, jakie urządził nam Ryanair parę dni przed wylotem, kupiłyśmy (jak się okazało potem – niepotrzebnie!) wejściówki priority w obie strony oraz – już tylko na powrót – miejsce w samolocie, by odprawić się na odlot już przed wyjazdem i nie tracić potem czasu na szukanie Internetu w Ejlacie. Suma: 76 zł. Obecnie nie trzeba już płacić za wejściówki, a i odprawić się można będąc już w Izraelu, kwota ta jest więc opcjonalna.
JEDZENIE
-
- I znów plecakowy charakter naszego wyjazdu zdominował kulinaria. Od razu z lotniska ruszałyśmy na pustynię i przez kilka dni nie miałyśmy w zasięgu żadnego sklepu. Izrael zresztą to drogi kraj i ceny są dość wysokie, na co byłyśmy przygotowane wcześniej. Dlatego jeszcze w Polsce zakupiłyśmy liofilizaty i płatki z bakaliami na śniadania (86 zł), chrupkie pieczywo, kabanosy, słodycze, suszone owoce, niewielkie konserwy. W sumie na zakupy wydałam ok. 130 zł.
-
- W Parku Timna w restauracji przy jeziorku zamówiłyśmy dwa razy porcję falafela (36 szekli) i hummusu (30 szekli) na 6 osób. Kilka razy kupiłyśmy też kawę na wynos (8-10 szekli). Wszystkie wydatki w Izraelu pokrywałyśmy ze swego kieszonkowego – każda dysponowała na starcie sumą 400 szekli (kurs: 1 zł=1,047 szekla), czyli na miejscu miałyśmy z sobą równowartość 420 zł na jedzenie, noclegi, wstępy, transport i inne wydatki. Nie wydałam całości – do domu przywiozłam jeszcze 25 szekle – na „kolejny raz”.
-
- Za butlę gazową złożyłyśmy się po 7,50 zł na głowę. Przydała się bardzo – do gotowania wody na śniadania i żywność liofilizowaną i do przygotowania kawy na szlaku (kawusia musi być!).
-
- W ramach „pamiątki” z wyjazdu zaopatrzyłam się w markecie w solidną porcję hummusu (700 gram – 8,90 szekli) i chałwę z orzeszkami (10,90 szekli).
TRANSPORT
-
- Wszystkie przejazdy zrealizowałyśmy w ramach naszego, wspomnianego wyżej, kieszonkowego: z Ovdy do przystanku En Saharonim przed Mitzpe Ramon, gdzie skręcałyśmy na szlak do kempingu, zapłaciłyśmy 34 szekle. Jechałyśmy autobusem firmy Egged (zielone autobusy z wi-fi) nr 392 z Ejlatu w kierunku Beer Szewy. Trzeba pamiętać o problemach z transportem publicznym w piątki po południu (a w przypadku niektórych linii i cały dzień) i soboty (do wieczora) – z racji szabatu autobusy w większości nie jeżdżą.
-
- W szabas alternatywą dla transportu publicznego jest ten prywatny. Raz zdecydowałyśmy się wziąć taksówkę wracając z Czerwonego Kanionu do Ejlatu, bo nie dość, że trafiłyśmy na szabas, to jeszcze droga ta jest wyjątkowo mało ruchliwa. Sympatyczny taksówkarz zawiózł nas stamtąd aż na plażę pod granicę z Egiptem za 110 NIS – kwotę rozdzieliłyśmy na 6 osób. Normalne taksówkowe stawki na trasie Eilat-Czerwony Kanion to 120 NIS w jedną stronę. Z miasta na plażę przy granicy egipskiej – 50 NIS.
-
- Transport lokalny w Ejlacie to koszt 4,20 szekli za przejazd. Jechałyśmy tak dwa razy: spod granicy egipskiej do dworca autobusowego w centrum autobusem nr 16 (autobus jeżdżący w odwrotną stronę ma nr 15) i do dzielnicy hoteli po wschodniej stronie miasta, w pobliżu granicy z Jordanią, gdzie spałyśmy na dziko w cieniu apartamentowców.
-
- Przejazd autobusem z Ejlatu do przystanku przy parku Timna kosztował nas po 14,50 NIS na osobę. Tę sumę wydałyśmy również wracając dwa dni później do miasta. Autobusy Egged nr 390 odjeżdżają z dworca autobusowego w Ejlacie z platformy nr 2. Kierunek: Tel Awiw/Beer Sheva przez dolinę Arava.
-
- Z Ejlatu na samolot powrotny jedziemy autobusem nr 392 za cenę 21,50 NIS. Bezpośredni autobus nr 282 odjeżdża z dworca 3 godziny przed odlotem danego samolotu (jedzie ok. 45 minut), ale że w związku z długą kontrolą przy wylocie chciałyśmy na lotnisku być wcześniej, zdecydowałyśmy się na zwykły autobus. Jako że objeżdża on wojskowe bazy w okolicy, czas jazdy to ponad godzina. Trasę między lotniskiem a miastem obsługuje też shuttle bus, który zabiera turystów spod wybranego hotelu. Bilety na niego można zakupić wcześniej przez Internet, trzeba się jednak nastawić na wyższe koszty – 8-10 dolarów za przejazd.
-
- Poza płatnym transportem korzystałyśmy też z autostopu, który dobrze w Izraelu działa. Nawet na mało ruchliwych drogach (ta przy lotnisku w Ovdzie i do Czerwonego Kanionu) udaje się w końcu coś złapać. Dwa razy wzięły nas puste duże autobusy, dwa razy busy, a Joli udało się nawet złapać na stopa policję!
NOCLEGI
-
- Trzy noce spędziłyśmy na kempingu Be’erot w makteszu Ramon. Cena za noc od osoby jest, jak na warunki izraelskie, bardzo niska: 16 szekli. Za tę cenę znajdziemy tu wyznaczone miejsca na rozbicie namiotu (część zadaszona) z ławkami, prysznice z ciepłą wodą, łazienki i toalety oraz kuchnię pod gołym niebem z palnikami gazowymi i zlewami do umycia naczyń. Krany z wodą, kosze, gniazdka do naładowania telefonów i lodówki są też dostępne przy niektórych miejscach na namioty. Spać można również w rozłożonych dużych namiotach (drożej, ceny w linku powyżej). Na terenie kempingu znajduje się sklepik z przekąskami i to w nim dostaniemy bezpłatną mapę okolicy. Możemy też kupić zwykłą mapę turystyczną.
-
- Zwiedzając park Timna korzystałyśmy z kempingu w kibucu Elifaz (2 noce). Za nocleg w dużych namiotach z dostępem do łazienek z ciepłą wodą, lodówek, termosu z wrzątkiem, bezpłatną kawą i herbatą zapłaciłyśmy 60 szekli za noc. Obsługująca kemping Vida woziła nas do bram parku i po zwiedzaniu zabierała z umówionego miejsca za darmo. Kibuc oferuje także noclegi ze swojskim śniadaniem w domkach – szczegóły na podanej wyżej stronie.
-
- Na miejscu można też nocować na kempingu w oazie przy jeziorku w Timnie. Koszt noclegu to 55 NIS za osobę. Z informacji mailowych wymienionych z obsługą (sprawnie odpowiadają na wiadomości) wynika, że nocleg trzeba wcześniej rezerwować. Nie ma możliwości skorzystania z kempingu w czasie, gdy przebywają tam grupy szkolne (w Elifaz ta zasada też obowiązuje), dlatego optymalnie jest nocować na kempingu w Timnie przez weekend.
-
- Dwa razy spałyśmy na dziko – na bezpłatnym miejscu biwakowym przy Czerwonym Kanionie (nie ma wody!) i na dużym placu z przyczepami kempingowymi przy plaży po wschodniej stronie Ejlatu.
ZWIEDZANIE
-
- Po makteszu Ramon i Czerwonym Kanionie można wędrować za darmo. Za wstęp płaci się w parku Timna – bilet ważny 3 dni kosztuje 49 NIS dla dorosłych, którzy wjeżdżają na teren samochodem. Wchodząc pieszo (jak my) lub wjeżdżając rowerem płaci się 39 NIS. Seniorzy (osoby powyżej 62 lat) wydadzą na bilet 34 NIS.
-
- W parku Timna przy bramie wejściowej i przy jeziorku można wypożyczyć rower za 20 NIS za godzinę. Napiszę jeszcze o tym przy okazji relacji z Timny.
Podsumowując
Izrael nie musi zrujnować naszego podróżniczego budżetu. Za ośmiodniowy wyjazd zapłaciłam niespełna 1 tys. złotych. 200 złotych mniej wydałabym kupując bilet wcześniej i nie tracąc pieniędzy na niepotrzebne priority i zakup miejsca na powrót. Koszty można by ograniczyć jeszcze bardziej, ale nie chodzi o to, by było budżetowo „na siłę”. W krótkim czasie udało nam się zobaczyć wszystko, co zaplanowałyśmy, choć nie obyło się bez drobnych modyfikacji i zmian w zależności od sytuacji. Izrael okazał się miejscem, do którego można jeszcze wrócić nie raz. Kto wie, gdzie wylądujemy kolejnej zimy?
Fajna relacja, będę czekać na kolejne części! Wyglądacie na mega sympatyczną ekipę 🙂 Powiedz, proszę, czy kemping Be’erot był raczej zatłoczony, czy pusty? Byliśmy w Izraelu chyba mniej więcej miesiąc po was (przełom lutego i marca), trafiliśmy w Purim, a w Be’erot spaliśmy co gorsza w piątek. Na całym kempingu szpilki nie można było wcisnąć. Pod tymi zadaszeniami namiot przy namiocie, przyznam, że niezbyt komfortowo się czułam. Zastanawiam się, czy winny był tylko długi weekend, czy też tani kemping jest jednak magnesem…
W Timna spaliśmy na kempingu w parku, nie rezerwowaliśmy wcześniej, po prostu się zjawiliśmy i spytaliśmy, czy są miejsca. Byliśmy na całym kempingu sami, dzięki temu mieliśmy rano, o wschodzie słońca, cały park dla siebie! Ale faktycznie powiedziano nam, że dzień później mają jakąś grupę szkolną i nikogo na kemping już nie przyjmą…
Na Be’erot dotarłyśmy we wtorek, były prawie pustki (jeden, dwa namioty), wyjeżdżałyśmy w piątek rano i wtedy zrobiło się już tłoczniej, ale bez przesady. Na pewno można było znaleźć wolne miejsca. Myślę, że to święto spowodowało, że wtedy u Was było tłumnie. A co do kempingu w Timnie: napisano mi, że trzeba rezerwować, ale tak właśnie myślałam, jak w Twoim komentarzu, że gdy się przyjedzie bez, to też przyjmą (o ile nie będzie grup szkolnych).
I dzięki, padma, za miłe słowa! Druga część relacji prawie już na ukończeniu.
Aktualizacja! Kamping Be’erot za nocleg we własnym namiocie woła już 55 ILS !! w zbiorowym 80 ILS.
Park Timna – 49 ILS za osobę w samochodzie i bilet ważny tylko 1 dzień!