Cienków (zwany także Cieńków) w planach miałam już od dawna, bo słyszałam, że warto. Wstyd przyznać, ale jeszcze tam nie byłam, a wielu zachwalało walory widokowe tego szlaku. Na realizację odkładanego od paru lat pomysłu przyszedł wreszcie czas pod koniec maja.
Mała sikorka, która uczy się latać
Przed samym wyjazdem zaglądam jeszcze do ogrodu. I co? Mamy podlot! Kilka dni wcześniej odkryliśmy małe w budce na ptaki (po odgłosach, oczywiście), a dorosłe sikory uwijały się przy niej aż miło.
A dorosłe się uwijają i dokarmiają wrzeszczące głodomory
Teraz jedna sikorka postanowiła opuścić już gniazdo. Wkrótce i my opuszczamy domowe pielesze i ruszamy na południe, by odetchnąć nieco górami.
Mimo ładnej pogody na drodze do Wisły nie jest tłoczno. Parę razy stoimy na światłach, bo w kilku miejscach trwa remont i, według informacji na tablicach, szybko się nie skończy. Latem nie ma się co tu pchać. Pewnie gdybym wiedziała o tych jednokierunkowych odcinkach, znów nie wybrałabym się tutaj z obawy przed korkami. A tak, to postaliśmy tylko trochę, by w końcu wylądować przy Domu Turysty w Wiśle Czarne. Czasem niewiedza pomaga.
Cienków Niżny i pierwsze rozległe widoki
Dom Turysty PTTK Nad Zaporą jest obecnie w remoncie. Przekształca się w obiekt hotelowy, ale naprzeciwko nadal można bez obaw zaparkować. Częściowo urzęduje tu ekipa budowlana, lecz panowie są nieszkodliwi. Akurat mają przerwę śniadaniową i wcinają wielkie pajdziska chleba z kiełbachą. Swojskie chłopaki! Jeden z nich zgrywa dowcipnisia i wciela się w ciecia parkingowego, życząc sobie 50 zeta za pozostawienie auta. No takie żarty.
Z placyku ruszamy żółtym szlakiem betonką pod górę. Jest ładnie, zielono i, mimo deszczowego maja, bez błota. Grzbiet Cienkowa (aka Cieńkowa), którym teraz wędrujemy, zaprowadzi nas po ośmiu kilometrach w najwyższe partie Beskidu Śląskiego, na Gawlasi między Skrzycznem a Baranią Górą.
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince, na którą się nie dostaniemy
Pierwsze widoki czekają na nas przy skoczni Małysza. Wyciąg jest czynny, przy stolikach kawiarnianych siedzą turyści, ale my nie wejdziemy, bo teren jest dostępny jedynie dla tych, którzy kupili bilety w kasie, na dole. No cóż, dla spacerujących pętlą cieńkowską to bez znaczenia. My fotografujemy tylko „zza płota”.
Wyciąg na Cienków Niżni
Potem jest przyjemny las, kolejne fragmentaryczne widoki ze szlaku i w końcu najładniejsze miejsce dzisiejszego dnia – Cienków Niżni (720 m n.p.m.), który wita nas kolejką krzesełkową (pustą, jakoś brak chętnych) i dwoma lokalami. Szczególnie przy drugim, ranczo, widoki są przednie, i, wnosząc z wielu zdjęć, „klasyczne”. Wdrapujemy się na górkę nad knajpą, skąd rozciąga się przyjemna panorama, okraszona tablicami z opisem. Full wypas. Choć to koniec maja, łąki żółcą się jeszcze gdzieniegdzie mleczami, choć wiosna dmuchawcowa zdecydowanie góruje nad tą „mleczną”. Białko wygrywa już z żółtkiem.
Górka z panoramą, czyli ładnie tu
Tym grzbietem będziemy wracać, by zamknąć pętlę
Szkoda tylko, że widok psuje żółta taśma
Wracamy na niecnie porzucony szlak i wspinamy się dalej. Droga lekko, ale ciągle wznosi się do góry, bo przed nami coraz to wyższe „Cienkowy” – Cienków Postrzedni (867 m n.p.m.) i Cienków Wyżni (957 m n.p.m.). Widoków tu już mniej, ale nadal jest przyjemnie. Za plecami zostawiamy Zameczek Prezydencki nad Jeziorem Czerniańskim, zagrodę dla owiec bez owiec oraz kwitnące na biało jarzębiny.
Zameczek Prezydencki nad Jeziorem Czerniańskim
Postój przypada nam przed najwyższym Cienkowem, na skraju łąki, przy samotnych gospodarstwach. Wyszliśmy ponad granicę lasu i od razu robi się typowo dla tych gór – przetrzebione lasy, suche kikuty chorych drzew i przygnębiające widoki, których nie zatuszuje najzieleńsza nawet zieleń. To właśnie dlatego zaglądałam tu w ostatnich latach tak rzadko.
Gdzieś w okolicach Cienkowa Postrzedniego
Mniej już mleczy, za to więcej dmuchawców
A gdy się nimi wstrząśnie, to mamy śnieg w maju
Przed Cienkowem Wyżnim
Ciekawe, czy ktoś tu jeszcze mieszka?
Wędrujemy teraz szeroką szutrówką, skręcającą w pewnym miejscu na północ. W tym momencie porzucamy ją na rzecz węższej i kamienistej ścieżki, która wkrótce wyprowadza nas na Gawlas w głównym grzbiecie. Odtąd wędrować będziemy szlakiem zielonym, który na chwilę porzucam, by wyjść na szczyt Zielonego Kopca. To raptem minutka drogi wydeptaną ścieżką prowadzącą od tabliczek.
Barania Góra
Wychodzimy na główny grzbiet i takie mamy widoki. Po ostatnich opadach w Jeziorze Żywieckim żur
Widok na Skrzyczne
Zielony szlak opuszczamy dość szybko. Nie wychodzimy nawet na Malinowską Skałę, tylko trawersujemy jej zbocza krótkim niebieskim łącznikiem. Na Malinowskiej byliśmy ostatnio, zimą. Teraz wolimy zejść niżej, gdzie zielenią się lasy i nie straszą już obumarłe iglaki.
Malinowska Skała, Małe Skrzyczne i Skrzyczne
Na Zielony Kopiec wyprowadza taka ścieżka
Magurka Radziechowska, Magurka Wiślańska i Barania Góra
Potem jest czerwony szlak z ostrzejszym podejściem pod Malinów. Jakoś wypada mi z głowy, by zajrzeć do Jaskini Malinowskiej, ale za czasów poprzedniej drabinki, całe wieki temu, coś tam się w niej pooglądało, więc żalu nie ma.
Na Zielonym Kopcu drzewo się kłania
Podejście pod Malinów
Na Przełęczy Salmopolskiej masa luda, więc przybijam tylko pieczątki w dwóch restauracjach i już pędzimy dalej. I na nas czeka przecież kolejna zasłużona przerwa, łąkowy piknik i kawa. Problem tylko w tym, że nie możemy znaleźć żadnej przytulnej i widokowej łączki na naszą sjestę. Szlak żółty, a potem zielony prowadzi głównie lasem i mimo zdobywania kolejnych szczytów: Jawierznego i Smerekowca nigdzie nie znajdujemy odpowiedniej miejscówki.
Malinowska Skała z podejścia na Malinów
Przełęcz Salmopolska, czyli Biały Krzyż
Jest i krzyż
Przed Czuplem ostatni raz zdradzamy zielone znaki i bezszlakowo wychodzimy na ten widokowy szczyt. Czupel, mierzący 882 metry, oferuje całkiem przyjemne widoki na okolicę. Dziś, mimo ciepła, widać nawet szczyty Małej Fatry z Rozsutcem, Stohem i Krywaniem na czele.
Widoki z Czupla
Na szczycie znajduje się tablica z panoramą i miejsce na ognisko. Kawę dałoby się tu wypić, tyle że atakują nas upierdliwe muchy, więc schodzimy w dół, by dobić znów do zielonego szlaku i rozłożyć się wreszcie gdzieś przy nim, na spłachetku trawy. Trudno, bez widoków, ale już przecież zaraz zeszlibyśmy i byłoby po ptokach.
W tle Mała Fatra z Wielkim Rozsutcem, Stohem i Wielkim Krywaniem
Po małej przerwie czas na ostatni odcinek. Szlak nieco kołuje, zmienia kierunek, aż w końcu wyprowadza w okolice wyciągu Nowa Osada na Wróblonce. Stąd już niedaleko do asfaltu, którym musimy jeszcze trochę podejść nad zaporę i na parking przy PTTK-u.
Wyciąg Nowa Osada i ostatnie widoki
Zapora przy PTTK-u
Mimo moich stonowanych uczuć w stosunku do Beskidu Śląskiego wycieczka była całkiem udana, a jej najmocniejszym punktem okazał się rzeczywiście Cienków. Drugie miejsce daję Czuplowi za całkiem niespodziewane panoramy. Nad trzecim jeszcze pomyślę ;).
Tu nasza trasa, której potrzeba lekkiej modyfikacji. Szlak zielony omija Czupel, na który wspięliśmy się wyraźną ścieżką. Kolejna, już ze szczytu, doprowadziła nas znów do zielonego szlaku.
A po zejściu do asfaltu w Wiśle Nowej Osadzie czekało nas jeszcze dojście drogą do parkingu przy PTTK-u. Na ostatnim odcinku czarnym szlakiem, przez mostek przy zaporze. Mapa też tego nie pokazuje, więc doprecyzowuję.
Póki co zaparkować można naprzeciwko remontowanego Domu Turysty Nad Zaporą, gdzie znajduje się mały parking. Placyk częściowo zajmują budowlańcy, ale kilka aut bez problemu się zmieści. Można też odwrócić kolejność i zacząć od Przełęczy Salmopolskiej i tamtejszego parkingu.