Ostatni dzień wyhorlatskiej majówki to powrót do domu. Przez Humenne i Medzilaborce zmierzamy w stronę Polski mijając po drodze klimatyczne słowackie zakątki.
Poranek nad Zemplińską Sziravą. Dzień wstaje niewyraźny, a z pobliskiej cerkwi dochodzą nas głosy odprawianego nabożeństwa.
Dziś znów ruszamy na Humenne ciekawszą drogą przez Zbudzę. Po drodze trafiamy na zapomniany kirkut wśród pól.
Wzgórze z vinianskym hradem. Byliśmy tam wczoraj.
Na moment zatrzymujemy się w miasteczku Humenne. Tutejszy pałac pochodzi z początku XVII wieku. Pierwotnie renesansowy, później został przebudowany w stylu francuskich barokowych rezydencji.
W zabytkowym pałacu mieści się Muzeum Vihorlackie. Jakaś młoda para robi sobie tu w plenerze zdjęcia.
Obok znajduje się arboretum i mały skansen.
Zdjęcia są zza płotu, bo portfel został w samochodzie. Jednym z zabytków skansenu jest łemkowska cerkiew św. Michała z XVIII wieku znajdująca się pierwotnie w Novej Sedlicy.
Dziś zmierzamy już do domu zatrzymując się w wybranych miejscach. Były ambitne plany, ale urocze okoliczności przyrody skutecznie je zweryfikowały. Tak nam się podobały okoliczne widoki, że nigdzie nam się nie spieszyło. Trafiliśmy między innymi do miejsca Monastier z ruinami świątyni. Wieżę monastyru upodobały sobie bociany, które pozdrawiały się z głośnym klekotem.
Monastier.
Wschodnia część Słowacji bardzo przypomina mi Beskid Niski. Rozległe łąki, co jakiś czas zapomniane wsie, niewysokie, malownicze góry i urok prowincjonalnej senności i spokoju.
Kolejny przystanek mamy w Medzilaborcach. Najpierw oglądamy cerkiew.
Przyjechaliśmy tu do muzeum Andy’ego Warhola.
A oto i sam twórca. Warhol urodził się w Pittsburgu, ale jego rodzina pochodziła z pobliskiej Mikovej.
Pop-art w słowackim wydaniu. W muzeum nie wolno robić zdjęć, ale każdy chyba kojarzy zmultiplikowaną Marilyn Monroe i puszki Campbella.
Jedziemy przez słowackie zadupia. Jak ja lubię te klimaty!
Wiele z tutejszych miejscowości jest zamieszkanych przez Romów.
Chcąc zwiedzić miejscowość Kožany skręcamy w pewnym momencie z głównej drogi. Trochę dziwi nas, że nie ma tu drogowskazu prowadzącego do wsi, skoro na mapie jest zaznaczony przejazd. Po przejechaniu małej miejscowości okazuje się, że droga jest, ale wyjątkowo kiepska i raczej dla terenówek. Są za to widoki na Beskid Niski.
O, coś w tym stylu.
Dojeżdżamy na szczęście bez urwanego zawieszenia do wioski.
Przyjechaliśmy tu, by zwiedzić łemkowską cerkiew.
Jesteśmy na terenach zamieszkiwanych przez Rusinów, dlatego pod tabliczką ze słowacką nazwą miejscowości znajduje się jej nazwa pisana cyrylicą.
Bociek obserwuje świat z góry.
Ostatni przystanek we wsi Malcov.
Tak nam się tu spodobało, że zrobiliśmy sobie przerwę na obiad.
Stary łemkowski krzyż.
Wracamy przez Starą Lubowlę i Pieniny. Na moment zatrzymujemy się przy Haligovskich Skałach.
Potem czeka nas jeszcze przejazd przez Spisz i zakopianką do domu. Na domowym podwórku przy wyjściu z samochodu od razu wdepnęłam w błoto, by ze zdziwieniem dowiedzieć się, że majówka w Polsce była wyjątkowo mokra i paskudna. Po naszej zostały miłe wspomnienia w większości słonecznych dni i zieloności, w której mogliśmy utonąć na cztery dni.
/04.05.2013/