„Spytaj milicjanta, on ci prawdę powie. Spytaj milicjanta, on ci wskaże drogę…”. Za sprawą filmu „Dom zły” Smarzowskiego ta piosenka zaistniała w naszej świadomości na dobre. Przypomnieliśmy sobie o niej podczas kilku naszych spotkań z mongolską policją.
Zaczęło się w Bulgan, nijakim niewielkim miasteczku w centralnej części kraju. Właśnie wjechaliśmy po ostatnich zakupach na drogę przecinającą miejscowość na wskroś, gdy przed nami wyrósł on. Pan policjant o mongolskim profilu z czapką nasuniętą na czoło. Stał przy przejściu dla pieszych z prawą ręką wyciągniętą w przód, by przypomnieć pędzącym samochodom, że czas zwolnić. Wydawał się nieco zmęczony, przykurzony, jakby jego lata świetności w służbie społeczeństwu już dawno minęły. Munduru też zdawał się nie zmieniać od pokoleń i policyjny strój w stylu retro od razu powiedział nam wiele o długich latach jego pracy.
Robert serdecznie przywitał się z panem władzą. Trzeba przecież utrzymywać dobre stosunki z lokalną policją!
Kolejny mundurowy stał przy wyjeździe z miasta. Specjalny program mongolskiej drogówki, by włączyć do służby czynnej policjantów-inwalidów umożliwił mu tę pracę. Może wcześniej był wybitnym śledczym albo grubą rybą w miejscowym komisariacie? Może stracił rękę w czasie jakiejś ważnej komandoskiej akcji? Po wypadku musiał zadowolić się pośledniejszym zajęciem i pilnować przejścia w biednym smutnym miasteczku. Masz ci los.
Kolegę z tej samej jednostki spotkaliśmy później w strategicznym miejscu przy moście na Orchonie. Ten sam przyszarzały mundur, ten sam zrezygnowany wyraz twarzy, ta sama wysługa lat i rutyna widoczna w ruchach. Może słabo im płacą?
Policjanta z młodej kadry spotkaliśmy za to na pustyni Gobi. Jechaliśmy akurat koło trzeciej w nocy drogą wiodącą z Sajnszand do Zunbajaan. Wokół była tylko ciemność, która dzięki latarce wyławiała z mroku skaczące śmiesznie po drodze myszoskoczki. Żadnych ludzi, żadnych świateł, żadnego ruchu. Nagle przed zakrętem błysk mojej latarki padł na postać stojącą przy drodze.
– Tam ktoś stoi! – przestraszyłam się nie na żarty. Światło wyłowiło z mroku napis na kamizelce odblaskowej. Policjant w środku nocy pośrodku niczego?
Dziwnie nieruchoma postać okazała się atrapą. Tym razem nie było sensu, by nawiązywać bliższą znajomość z tym stróżem prawa. Przywitaliśmy się z nim dwa dni później, gdy już za dnia wracaliśmy tą samą drogą. Już z daleka był widoczny, bo zdawał się górować nad okolicą. Stał samotnie moknąc w deszczu, który, wraz z wiatrem wiejącym prosto w twarz, siekł nasze ciała i hamował tak, że ledwo wdrapaliśmy się na górkę. Ale przy nim musieliśmy się zatrzymać.
Gdyby nie wybrał kariery policyjnej, pewnie zostałby koszykarzem, taki był wysoki. Może jednak pewne problemy z kręgosłupem wykluczyły go z NBA? Widoczna skolioza utrudniała mu z pewnością stanie na baczność w czasie musztry.
Ostatni ostrzegł nas już tylko z tablicy. Nie pij, jedź z odpowiednią prędkością. Posłuchaliśmy. Wszak spytaj policjanta, on ci prawdę powie.