Po bardzo udanym pogodowo i obserwacyjnie dniu na Szyndzielni i Klimczoku, kolejny słoneczny też warto było dobrze wykorzystać. Tym razem we dwójkę decydujemy się na wyskok w Beskid Żywiecki.
Parkujemy tradycyjnie pod kościołem w Soblówce. Tym razem wybór pada na szlak, którym jeszcze nie szliśmy. Kiedyś były do niego przymiarki, ale po wichurach groził wiatrołomami, więc odpuściliśmy.
Teraz ruszamy za żółtymi znaczkami przez wieś. Towarzyszą niebieskim, które wkrótce porzucamy, wspinając się na zbocze. Szlak prowadzi przez las, choć z prześwitów jakieś widoki mamy. Na wioskę w dole, Pilsko, a nawet Babią Górę. Tatry pojawiają się na moment przed Wiertalówką. Zanim dotrzemy do połączenia naszego szlaku z zielonym, na horyzoncie wyłania się charakterystyczny biały łańcuch.
Jeszcze trochę prostki lasem i już znajdujemy się na skraju hali. Mała Rycerzowa przed nami. Porzucamy wiernie towarzyszące nam od początku żółte znaki, licząc na ciekawsze widoki z polany. Zgodnie z przewidywaniami, zapadamy się na zawianym szlaku i dotarcie pod szałas trochę nam zajmuje.
A tam mamy towarzystwo. Para z maskotkami kończy właśnie wino z kieliszków, a potem wyciąga magiczną kulę. Kojarzę z górskiej grupy facebookowej fotografie z takim motywem i rzeczywiście – mam przed sobą jej autora. Pożycza mi nawet swój gadżet i swoją rękę, bym bez stresu, że cacko uszkodzę, skupiła się na zdjęciu.
W końcu para odchodzi, a my fundujemy sobie kawę w zacisznym miejscu przy wejściu. Wiatr hula po hali, wzbija kłęby białego kurzu, a tu jest przytulnie. Po napitku wchodzę nawet do środka, by zobaczyć, jak warunki lokalowe. Jedno pomieszczenie oddziela kotara i gdy ją rozsuwam, nagle w środku widzę w cieniu jakąś postać! Dobrze, że utrzymałam nerwy na wodzy, bo można było się nieźle przestraszyć! Chłopak, którego spotkaliśmy, wszedł tu, by w spokoju coś sobie napisać. Słyszał nas i poprzednią ekipę, ale nie zdradził swej obecności.
Do szczytu polany jeszcze mamy trochę pod górę. Mała Rycerzowa jest zalesiona i jej wierzchołka dziś nie poszukamy. Wystarczą nam widoki z tej części hali. Pokuszę się o stwierdzenie, że dla mnie piękniejsze, niż od strony Wielkiej Rycerzowej.
Na tę drugą wchodzimy z Przełęczy Halnej dość szybko. Nawet idziemy do słupka szczytowego w lesie. Tatry stąd, przykryte nieco wierzchołkami drzew, nie prezentują się dla mnie tak malowniczo jak z poprzedniej hali. Mała Rycerzowa w tej rywalizacji wygrywa.
Schodzimy na dół z (wreszcie!) pięknymi Tatrami widocznymi znad bacówki. Do tej pory zimą jakoś nie udało nam się trafić na dobrą przejrzystość. Zaglądamy do środka na dłuższą przerwę, a potem, znów nowym szlakiem, ruszamy w dół. Tym razem nieco naokoło, żółtym do Przełęczy Przysłop (w stronę słowacką jeszcze sporo śniegu!), a potem zielonym do wsi. W sam raz, by zdążyć przed zmrokiem.
Nasza trasa:
Tej zimy kompletnie nie widziałam śniegu, a nawet gór…
A Wam się takie piękne widoki trafiły 🙂
Zazdro 😉 😀
Szkoda… W tym roku już nie nadrobisz. Oby przy obecnej sytuacji przynajmniej wiosna była górsko udana…