W Sudetach byłam dawno, bardzo dawno temu. I jakoś tak się złożyło, że wszystkie te ostatnie pobyty przypadały na okres jesienno-zimowy. Wszystkie charakteryzowały się też tragiczną pogodą, bo albo była szara i beznadziejna późna jesień, albo mglista i wietrzna zima, bez słońca i żadnych widoków w górach.
No to wchodzimy do zimy
Przez las, czyli ze Szklarskiej do Wysokiego Mostu
Wodospad Kamieńczyka
Schronisko Kamieńczyk i śliskie podejście. A w tle Wysoki Kamień w Górach Izerskich
Tym razem wyjazd przypadł na początek roku, a głównym celem były nie góry, a biegówki w Jakuszycach. Dwa pierwsze dni śmigaliśmy po Górach Izerskich na nartach i brak słońca (bo oczywiście go nie było) zupełnie nam nie przeszkadzał. Było świetnie!
Na czerwonym szlaku na Halę Szrenicką
Miało być słonecznie, ale jest mgliście
Schronisko na Hali Szrenickiej
Trzeciego dnia miało się rozpogodzić, więc postanowiliśmy uderzyć w Karkonosze. Na pierwszą słoneczną karkonoską zimę w mym życiu wybraliśmy łatwy cel. Hala Szrenicka ze Szklarskiej Poręby (gdzie mieliśmy bazę).
Minimalizm w wydaniu zimowym
Startujemy rano z naszego „Kapturka” (tu śpimy), przechodząc przez Skwer Radiowej Trójki. Śnieżne bloki już stoją, bo dziś odbywa się konkurs rzeźb. Są też radiowe sławy – wieczorem w trójkowym namiocie będzie nadawał na żywo Marek Niedźwiecki. Akurat na moment posłuchamy z nim piosenek z Listy Przebojów, gdy już w ciemności będziemy tędy wracać.
Zaczynają się kontrasty
Szrenica jeszcze we mgle
Jedyne plamy koloru w tym biało-niebieskim krajobrazie
Na razie czeka na nas Hala Szrenicka. Pogoda jest rzeczywiście lepsza, ale nie tak, jak głosiły prognozy. Czasem białe czubki drzew rozświetli słońce, ale póki co jest miernie. Nie tak przecież miało być!
Ze Szklarskiej ruszamy drogą przez Marysin, mijamy tłumy czekające na kolejkę i przyjemnym, choć miejscami śliskim lasem docieramy do Wysokiego Mostu i rozdroża pod Kamieńczykiem. Pod samo schronisko dojść trudno – jest taka ślizgawica, że przy każdym kroku ostrego podejścia pod górkę trzeba uważać. Schodzę do wodospadu Kamieńczyka, licząc na lodospady. Teraz rzeczywiście jest tu inaczej niż latem, ale to luty, zima na nizinach się kończy, więc w pobliżu wodospadu zalega więcej mokrego śniegu niż lodu.
Na Szrenicy
W dolinach zimy brak, ale smogu jednak pod dostatkiem
Zimowa inkrustacja – cudo!
Na grani pewnie wieje
Schronisko na Szrenicy
Śnieżna pustynia
Wodospad zaliczony, teraz Hala Szrenicka. Tylko dlaczego nadal nie ma słońca? Mgła zalega i nie chce zejść, a przed nami wizja kolejnego sudeckiego wypadu bez odrobiny promieni rozświetlających śnieżną biel. Jakaś sudecka klątwa chyba nad nami ciąży!
Trzy Świnki
Ruszamy pod górę czerwonym szlakiem. Ludzi już mniej, większość została przy Kamieńczyku. Tłoczniej robi się w pobliżu Hali. Czasem mignie obok jakiś narciarz (jakoś mało zwracając uwagę na fakt, że po szlaku idą turyści), czasem mgła rozwieje się na moment i wychodzi nieco słońca, ciągle jednak za mało.
Mokra Przełęcz
Hala Szrenicka też nie wita nas tak, jak się spodziewałam. Na początku mgła otula budynek schroniska, ale ale… po chwili robi się lepiej. Liczmy, że po śniadaniu w środku pogoda już nie będzie nas robić w bambuko.
W schronisku tłoczno i głośno. Co chwilę przechodzą narciarze w ciężkich buciorach, wystukując hałaśliwe serenady i trzaskając drzwiami. W trawieniu nam to jednak nie przeszkadza.
W końcu trzeba jednak wyjść i zmierzyć się z rzeczywistością. Wychodzimy nad schronisko i zaczyna się czad! Słońce nadal bawi się z nami w ciuciubabkę, ale gdy się pojawia, funduje nam całkiem niezłe kontrasty świetlne. Hala Szrenicka jawi się jako śnieżna pustynia i z oblepionymi stwardniałym śniegiem krzakami prezentuje się fenomenalnie.
I w tym właśnie momencie pada mi aparat.
Już od dawna szwankował i wiadomo było, że jego dni są policzone. Teraz nie radzi sobie z mrozem i ostrym światłem odbijającym się od śniegu i odmawia posłuszeństwa. W takim momencie!
Wszystko w rękach Roberta. Jakimś cudem reanimuje moją zdechłą maszynę i po pierwszym falstarcie potem jest już dobrze. Uff!
Widać, ile jest śniegu
Szrenica zostaje za nami
Autoportret
A pora jest odpowiednia na pstrykanie zimowych zdjęć. Jeszcze mgły tańczą w powietrzu, ale już wiadomo, że wkrótce zostaną pokonane. Gdy wychodzimy pod schronisko na Szrenicy, błękit jest już prawdziwym błękitem, a nie jakimś rozwodnionym paskudztwem. Jest pięknie! Na doliny i niższe góry w okolicy lepiej jednak nie spoglądać – tam już zima się kończy, jest szaro i bezśnieżnie, a całość zwieńcza wiszący nad horyzontem smog. Lepiej patrzeć w drugą stronę: na grań Karkonoszy i Trzy Świnki, które mijamy skrótową ścieżką ze schroniska. Szrenica z dystansu też nieźle się prezentuje.
Kopka Szrenicy
Twarożnik
Na zielonym szlaku w stronę schroniska pod Łabskim Szczytem
Światło i cień, czyli koniec dnia bliski
Zimowym zachwytom nie ma końca. Wreszcie Sudety puściły! Po niezliczonych i wieloletnich próbach. Łatwo oczywiście być nie może. Jest przeraźliwie zimno i wiatr, który rozwiał chmury, niczego nie ułatwia. Teraz działa na naszą niekorzyść, więc rezygnujemy z wejścia na grań (tam to dopiero musi piździć!) i na Mokrej Przełęczy skręcamy do schroniska pod Łabskim Szczytem.
Schronisko pod Łabskim Szczytem
Zielony szlak, urozmaicany oszronionymi tyczkami, prowadzi nas ze słońca w cień. Zbocza są już pogrążone w mroku, co potęguje jeszcze zimno. Mimo tego nie potrafię się powstrzymać i dalej robię zdjęcia.
Gdy tu przychodzimy, jest tak
A tak przy wyjściu
Do schroniska wstępujemy na ostatni posiłek przed zejściem. Tu jest zdecydowanie najmilej, choć atmosferę psują nieco odgłosy kłótni dwóch Ukraińców (z obsługi?), które witają nas przy wejściu. Gdy wychodzimy, ma się ku zachodowi. Schodzimy żółtym szlakiem koło Kukułczych Skał pod Muzeum Mineralogiczne w Szklarskiej Porębie i na naszą kwaterę. To był piękny dzień i świetne karkonoskie wyjście. Wreszcie!
Trasa pod linkiem.